26 lut 2021

18 Dywizja nie wystarczy

 "Wojna pięciodniowa" rozegrana na komputerach ASzW podczas ćwiczeń Zima-20 pokazała że dotychczasowe struktury, plany obronne i modernizacyjne nie podołają zadaniu obrony Polski. 

 

Na początku lat 2000 kiedy Polska miała jeszcze równowartość 8 dywizji, po przyjęciu do NATO natychmiast przystąpiono do ich redukcji trwoniąc ogromny kapitał ludzki, techniczny (masowe złomowanie uzbrojenia zamiast kierować na składy jak w cywilizowanych krajach, wyprzedaż infrastruktury, likwidacja poligonów na wschodzie!) i instytucjonalny. To jednak niektórym nie wystarczyło i kiedy do władzy doszło PO-PSL generał Koziej zaczął naciskać na dalsze redukcje. Były 3 możliwe warianty obrony które określały kształt Sił Zbrojnych:

1. Samodzielne odparcie wrogiej agresji;

2. Na początku samodzielne działania opóźniające, następnie zatrzymanie przeciwnika i odzyskanie terytorium przy wsparciu sojuszników;

3. Prowadzenie operacji obronnej lub opóźniająco-obronnej od początku z udziałem sojuszników.

Sztab Generalny WP opowiadał się za utrzymaniem tego drugiego wariantu zwłaszcza że nie było w Polsce na stałe żadnych większych jednostek sojuszniczych. Jednak władze polityczne wybrały ten najbardziej ryzykowny, trzeci wariant. W tym celu Strategiczny Przegląd Obronny zainicjowany przez szefa BBN S. Kozieja założył jako najbardziej prawdopodobny wariant że do 2030 roku wojny w Europie nie będzie i należy tworzyć "armię  małą, zawodową, dostosowaną do działań ekspedycyjnych". Dzięki temu można było zlikwidować 1 Dywizję Zmechanizowaną i odsłonić stolicę od wschodu. Rosyjski przyjaciel pana Kozieja, generał Patruszew nie posiadał się zapewne z radości. Poziom nierównomierności dyslokacji powrócił do tego jaki był w PRL a nawet jeszcze się zwiększył.

Nie znamy szczegółów ćwiczeń Zima-20 jednak prawdopodobnie ćwiczony wariant zakładał że większa pomoc sojusznicza nadejdzie najwcześniej w 30 dniu wojny. Jest to i tak dość optymistyczne podejście bo przecież nawet obecność jednostek sojuszniczych nie oznacza że wejdą one do działania (do tego potrzebne są decyzje polityczne a te wymagają czasu, przychylnych mediów itd). Dziś tych jednostek jest w Polsce na tyle mało że bez znaczącego wzmocnienia ich udział nie wpłynie na przebieg wojny. Mamy jednak szczęście o tyle, że siła Armii Rosyjskiej jest dziś czterokrotnie mniejsza niż Armii Sowieckiej. Możemy więc tak rozbudować swoją armię, żeby podołała zadaniu obrony. Niestety Wojsko Polskie też zostało zredukowane czterokrotnie. Nikt z polityków nie pomyślał że można w prosty sposób poprawić zdolności obronne pozostawiając trochę więcej uzbrojenia i infrastruktury (bo te najtrudniej odbudować). Niestety MON na równi z innymi resortami stał się ofiarą obłędnej polityki wyprzedaży i likwidacji wszystkiego co ma jakąkolwiek wartość. Należałoby więc częściowo odbudować struktury tak, żeby podołały zadaniu samodzielnej obrony przynajmniej w pierwszej fazie wojny. 

Aby jednak zbadać jaka armia jest nam potrzebna, powinniśmy najpierw ocenić, przynajmniej z grubsza, jakich sił może użyć przeciwnik. Rosja posiada 12 armii ogólnowojskowych podległych czterem dowództwom operacyjno-strategicznym (okręgom wojskowym). W Europie rosyjskie siły zbrojne posiadają 3 dowództwa operacyjno-strategiczne: Zachodnie, Południowe i Północne i dysponują 7 armiami ogólnowojskowymi, jedną armią powietrznodesantową i 6 korpusami wojsk lądowych. Są to: 1 Armia Pancerna z dowództwem w podmoskiewskim Odincowie, 6 Armia z dowództwem w Petersburgu, 20 Armia z dowództwem w Woroneżu - podległe dowództwu Zachodniego Okręgu Wojskowego. W Południowym OW znajdują się też trzy armie - 8 z dowództwem w Nowoczerkasku, 49 z dowództwem w Stawropolu i 58 z dowództwem we Władykaukazie. Oprócz tego również w europejskiej części Centralnego OW znajduje się 2 Armia z dowództwem w Samarze. Nie będziemy tu liczyć armii rezerwowych które raczej przewidziane są jako odwód strategiczny i ich mobilizacja wymagałaby dłuższego czasu. Z 6 korpusów, trzy zajmują się okupacją części ziem ukraińskich. Można założyć że rosyjska "stawka" chcąc zachować niepewność wśród przywódców Zachodu, nie zdecyduje się na przegrupowania całych armii zza Uralu, przynajmniej w pierwszej fazie wojny. Nie użyje też 6 Armii która pilnuje bałtów i flanki północnej oraz dwóch armii Południowego OW które pilnują północnego Kaukazu i Ukrainy. Pozostaje 4 armie i 3 korpusy (jeden z dowództwem w Kaliningradzie i 2 białoruskie). Każdej armii dowództwo w Moskwie może nadać charakter zaczepny przez włączenie do niej najlepszych związków taktycznych i oddziałów z innych armii, nawet z innych okręgów. Dzięki temu każda z tych 4 armii mogłaby się upodobnić strukturą do najlepiej rozwiniętej, 1 Armii Pancernej złożonej z 3 dywizji i samodzielnej brygady pancernej. Możliwe jest też zwiększenie liczby związków taktycznych i oddziałów w armiach do 3 dywizji i 3 brygad bo obecnie Rosja dysponuje 12 dywizjami i kilkudziesięcioma samodzielnymi brygadami. Będziemy mieli więc przeciwko sobie 4 armie po 2-3 dywizje i 2-3 brygady w każdej oraz 3 korpusy złożone z mniejszej liczby związków taktycznych i oddziałów. Rosyjska dywizja ma w 4 pułkach 16 batalionów ogólnowojskowych, brygada - cztery. Armia liczyć będzie więc 40-60 batalionów, korpus mniej, może 20-35 batalionów. Do tego doliczyć trzeba ok. 30 batalionów wojsk powietrznodesantowych. W sumie siły pierwszego rzutu strategicznego mogłyby liczyć 250-375 batalionów.

Przyjmuje się że aby osiągnąć sukces w natarciu, trzeba mieć przewagę co najmniej 3 do 1. Na poziomie operacyjnym już przewaga 2 do 1 daje szanse powodzenia. Trzeba więc założyć że by skutecznie przeciwstawić się rosyjskiemu uderzeniu, polskie dowództwo powinno dysponować siłami zapewniającymi że przewaga Rosji będzie nie większa niż 1,8 do 1. Przyjmując że polskie bataliony są liczebnie większe od rosyjskich średnio o około 20% daje to wymaganą liczbę batalionów po stronie Polskiej około 111-166 batalionów. Oczywiście wszystko to jest w ogromnym uproszczeniu, pominięto współczynniki jakościowe a dokładne liczby będą wyglądały inaczej ale takie uproszczone szacunki pozwalają ocenić z grubsza o ile trzeba wzmocnić nasz potencjał. Przy obecnej strukturze bowiem nasze wojska operacyjne mają liczyć 44 bataliony. Kilka lat temu w sieci pojawiła się informacja ze strony MON że potrzebujemy około 70 batalionów. Uwzględniając bataliony WOT utworzone po prawej stronie Wisły, mielibyśmy akurat łącznie około 70 batalionów. Jest to dwa razy mniej niż przedstawione tu szacunki ale nie znamy założeń w oparciu o które były obliczone te potrzeby. Być może zakładano mniejsze siły Rosji a może istnienie sił wsparcia NATO na terytorium Polski od początku wojny, zgodnie z mało realistyczną strategią. 

Tak więc, przyjmując samodzielną obronę, Polska potrzebowałaby w wojnie z Rosją według przedstawionych tu szacunków 27-42 brygad czterobatalionowych. Obecnie mamy 14 brygad wojsk operacyjnych i 15 brygad WOT a licząc tylko brygady WOT po prawej stronie Wisły - łącznie 20 brygad. Potrzebne by było więc sformowanie dodatkowych 7-22 dodatkowych brygad czyli 2-6 dywizji. To nie jest liczba przekraczająca możliwości Polski. Jeszcze w 1989 roku Polska miała 12 dywizji a w 1999 równowartość 8 dywizji, wystarczyło nie likwidować.

cdn.


2 komentarze:

  1. Oczywiscie ze nie wystarczy, ale w naszym wojsku mamy nie tylko 18 dywizje. Problem w tym ze 18 dywizja mimo wysokiego morale i jej wyszkolenia "To świetni żołnierze" nie nadaje sie do wykorzystania bo jest zle ukierunkowana i doposazona !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Morale i wyszkolenie?
      Taka gadka przy tej akcji z dezerterem co zawitał na Białorusi jest śmieszna.

      Usuń