Żołnierze-kobiety o dziecięcym wzroście, w przestarzałych kamizelkach i hełmach, kryjące na własnej ziemi twarze w kominiarkach niczym rosyjskie "zielone ludziki" na ukraińskim Krymie, opuszczone przez dowódców. Przygnębiający obraz polskiego wojska jaki serwują codziennie telewizje z granicy polsko-białoruskiej skłania do zastanowienia do czego jeszcze są zdolni politycy którzy do tego stanu doprowadzili i co zrobić żeby ten stan jak najszybciej zmienić. W pierwszej kwestii nie ma już wątpliwości że rządzący obecnie Polską tak samo jak cała opozycja, nie są w stanie doprowadzić do poprawy tej sytuacji w rozsądnym czasie. Wicepremier Kaczyński wyjechał na urlop z Joachimem Brudzińskim i zapomnieli o całym świecie.
Trzeba przyznać że Łukaszenko dobrze wybrał czas swojej prowokacji granicznej. W Warszawie pozostał drugi garnitur polityków i dziennikarzy. Premier Morawiecki potrzebował aż zwołania telekonferencji z przywódcami państw bałtyckich żeby poczuć legitymację do politycznej odpowiedzi Łukaszence. Widać że samodzielnie ci ludzie nie są w stanie podjąć żadnej decyzji. W razie pełnoskalowej wojny ten rząd się rozpadnie, nie będą nawet w stanie odpowiednio szybko zorganizować własnej ucieczki. Głównym wrogiem jest dla nich polska opinia publiczna a główną bronią - tajemnica. Przez miesiąc ukrywali że w ogóle cokolwiek złego dzieje się na naszej granicy chociaż Łukaszenka już 22 czerwca zapowiedział oficjalnie co zrobi a w sierpniu doszło do ok. 2000 prób nielegalnego przekroczenia granicy.
"Dobra nowina" o wojnie hybrydowej którą głosi na cały świat rosyjski szef sztabu generalnego gen. W. Gierasimow, nie oznacza zastąpienia działań kinetycznych działaniami innego typu ale na innej proporcji wszystkich komponentów wojny. Według niej, 80% działań wojennych mają stanowić działania inne niż kinetyczne. Te inne elementy zawsze były obecne, zwłaszcza w początkowym okresie wojny, teraz tylko trwają dłużej bo i możliwości militarne Rosji są mniejsze niż ZSRS. Jednak jeśli nie zapewnią one osiągnięcia celu wojny a jedynie osłabią zaatakowany kraj, przychodzi kolej na działania kinetyczne. Tak więc jeśli ktoś sądzi że dzięki "wojnie nowej generacji" Gierasimowa można zrezygnować z dotychczasowej liczebności, uzbrojenia czy nastąpią rewolucyjne zmiany struktur sił zbrojnych, niczego nie zrozumiał. Najlepszy dowód że sami Rosjanie wciąż formują nowe dywizje.
Wczoraj Rosja rozpoczęła mobilizację.
Oficjalnie mówi się o 50 tys. rezerwistów z czego 38 tys. ma być powołanych do czynnej służby w ciągu miesiąca, ale jaka będzie prawdziwa
liczba, tego na razie nie wiadomo. Mają oni tworzyć "armijny kontyngent rezerwowy" czyli prawdopodobnie wypełnią pododdziały zapasowe w jednostkach bojowych. Wiadomo że mobilizacji nie można ukryć ale można ukryć do pewnego stopnia jej skalę i przedstawić jako "ćwiczenia". Przyjmując jednak że będzie to 50 tysięcy, to przy standardowym poziomie strat (bez użycia broni jądrowej) wynoszącym 25% stanów osobowych, w działaniach na pierwszej linii przewiduje się udział około 200 tysięcy żołnierzy. Jest to dwukrotnie więcej niż w kwietniowej koncentracji przy granicach Ukrainy i na Krymie (a jeśli doliczyć jednostki tyłowe to może i 4 razy więcej).
Łukaszenko regularnie mówi o wojnie światowej, dziś na forum OUBZ oskarżył Polskę o wywołanie konfliktu granicznego i naruszenie białoruskiej granicy. Mamy więc już spełnione wszystkie warunki polityczne do rozpoczęcia wojny. Przynajmniej jeśli chodzi o rolę Białorusi. Wszystkie działania podejmowane przez stronę białorusko-rosyjską układają się w logiczny ciąg przygotowań do wojny kinetycznej na dużą skalę. Dojdzie do niej jeżeli wystąpią potrzebne okoliczności zewnętrzne, takie jak np. zaangażowanie USA w konflikt z Chinami. Putin chce mieć wszystko przygotowane tak, aby kiedy owe okoliczności wystąpią, mógł uruchomić wszystko jednym przyciśnięciem guzika.
Od dawna USA nie kryją że są zdolne do prowadzenia tylko jednej zwycięskiej wojny. Jeśli wojna najpierw wybuchnie z Chinami w regionie Pacyfiku (ważniejszym z punktu widzenia interesów USA niż Europa) to w Europie siły USA będą mogły prowadzić co najwyżej działania obronne na małą skalę. Rosja jest w stanie uruchomić na większą skalę swoje siły lądowe w ciągu 48 godzin, NATO potrzebuje miesięcy. W najlepszym przypadku USA użyje tych niewielkich sił lądowych które ma obecnie w Europie i lotnictwa ale może być i tak że zdecyduje się pomóc tylko informacjami wywiadowczymi i dobrym słowem. W tej sytuacji Polska musi być zdolna do samodzielnej obrony przynajmniej przez 2 miesiące, tymczasem dziś jest to kilka dni. Jeśli armie rosyjskie, jak pokazało ćwiczenie Zima-20, w kilka dni dojdą pod Warszawę i tam zostaną nawet jakimś cudem zatrzymane, to jest mało prawdopodobne że NATO zdobędzie się na przeprowadzenie kontruderzenia aby odzyskać utracone terytorium. Po pierwsze bowiem, zanim sojusznicy zgromadzą odpowiednie siły minie co najmniej pół roku. Po drugie Rosja ma od dawna na taką ewentualność przygotowaną odpowiedź w postaci tak zwanego jądrowego "uderzenia deeskalacyjnego". Konfliktu z użyciem broni jądrowej nie będą chcieli nie tylko nasi sojusznicy ale i zapewne również rząd polski. Tak więc Polska nie ma innego wyjścia niż przygotować takie siły zbrojne które będą zdolne do zatrzymania przeciwnika już w pasie przygranicznym. A to wymaga ich zwiększenia zarówno liczebnego jak i nasycenia nowoczesną techniką tak aby obrona była odpowiednio głęboko urzutowana i trwała.
Pytanie nie jest czy na główne danie będzie Ukraina a Polska tylko na razie na przystawkę. Logika podpowiadałaby że tak może być - w Południowym Okręgu Wojskowym Rosji przylegającym do południowo-wschodnich granic Ukrainy trwają obecnie wielkie manewry które są logicznie połączone z manewrami Zapad-21. Powoduje to wyjątkowo silną presję militarną na Ukrainę. Wojna może wybuchnąć tej jesieni a może w przyszłym roku. Balansowanie na krawędzi wojny może trwać wiele lat podobnie jak było w czasach zimnej wojny. Rosja biorąc pod uwagę wariant że Polska zechce udzielić zbrojnej pomocy Ukrainie, być może zechce wykorzystać Łukaszenkę do zablokowania naszych sił w kraju. To oznacza że powinniśmy być przygotowani do dalszych prowokacji. Jednak w perspektywie najpóźniej kilku lat musimy mieć armię na tyle silną, żeby nie musieć opierać swojej strategii na nadziei że wilk najpierw zje babcię a dopiero później Czerwonego Kapturka.
Co należałoby zrobić już teraz? Przede wszystkim zadbać o dobre dowodzenie. Żołnierz ma mało praw ale jedno powinno być niepodważalne - prawo do dobrego dowodzenia. Na razie tego prawa nie widać w realizacji przede wszystkim na najwyższych szczeblach. Zamiast przystąpić najpóźniej 2 miesiące temu do budowy płotu, ograniczono się do rozciągnięcia koncertiny którą można przycisnąć do ziemi krótką drabinką zrobioną z gałęzi. Była to z pewnością decyzja polityczna ale dobry dowódca powinien mieć odwagę przedstawić politykom skutki takiej decyzji. Szefowi Sztabu Generalnego WP należy przywrócić prawa dowódcy wraz z aparatem dowodzenia już w czasie pokoju i zlikwidować bałagan kompetencyjny na najwyższych szczeblach dowodzenia. Kolejną sprawą jest zadbanie o morale żołnierzy. Widać że jest ono zachwiane, nie ma tego co w Bundeswehrze nazywa się dowodzeniem psychologicznym. W dalszej perspektywie trzeba zadbać o szkolenie które też jest źródłem morale. Obecnie wojsko zawodowe jest mniej profesjonalne niż armia poborowa gdyż intensywność szkolenia po uzawodowieniu zmniejszono trzykrotnie. To co żołnierz zasadniczej służby wojskowej wykonywał w rok, dzisiejszy "ekonomiczny zawodowiec" wykonuje dla oszczędności raz na 3 lata (a przecież i wtedy nie było szału ze szkoleniem!). Kolejny punkt to ekwipunek, program Tytan powinien być ukończony już kilka lat temu i ciągle się opóźnia ale są elementy które są gotowe i można je wprowadzić już teraz. Niezbędne jest jak najszybsze zwiększenie liczebności Sił Zbrojnych.
Możliwie jak najszybciej trzeba odwiesić zasadniczą służbę wojskową. Inaczej nie da się osiągnąć w rozsądnym czasie odpowiedniej liczebności Sił Zbrojnych a co za tym idzie zdolności do samodzielnej obrony. Powinna to być służba krótkoterminowa podobna do tej jaka jest w Szwajcarii lub w Finlandii. W wariancie fińskim kaprale i podchorążowie służą dłużej niż szeregowi co pozytywnie wpływa nie tylko na poziom wyszkolenia ale i etos służby wojskowej. W Finlandii nie istnieje problem uchylania się od służby wojskowej. Rozbudowane muszą być przede wszystkim Wojska Lądowe. Musimy mieć przynajmniej 6 dywizji do obrony na wschodzie - tyle ile przeciwnik będzie miał armii i korpusów pierwszego rzutu, plus odwód i dywizja obrony wybrzeża. Równocześnie trzeba zwiększać liczbę brygad w dywizjach na wschodzie. Ćwiczenia NATO prowadzone w latach 1990 udowodniły że dywizja może posiadać 5-7 i więcej brygad ogólnowojskowych. Posiadanie takiej liczby dywizji, przy możliwym wsparciu lotnictwa NATO, być może zniechęciłoby Rosję do wojny.
(...)Mamy więc już spełnione wszystkie warunki polityczne do rozpoczęcia wojny.(...)
OdpowiedzUsuńTakowe już mieliśmy w zeszłym roku (...)Patrzcie! Już wieszają polskie flagi w Grodnie(...)... a nie było nawet stanu pogotowia.
Polskie flagi w Grodnie to była zaledwie wojna wewnętrzna i towarzysz Łukaszenko sobie z nią bohatersko poradził ;)
UsuńTeraz to poważniejsza sprawa która będzie wymagała pomocy w duchu internacjonalizmu i słowiańskiego braterstwa.
Usuń(...)Polskie flagi w Grodnie to była zaledwie wojna wewnętrzna i towarzysz Łukaszenko sobie z nią bohatersko poradził ;)(...)
UsuńBloki w Moskwie... https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamachy_na_budynki_mieszkalne_w_Rosji_(1999) to też wojna wewnętrzna tylko, że dziwnym trafem wylała się na Czeczenię... zatem trzeba było pokazać, że trzymamy rękę na pulsie.