4 sie 2014

Szkodliwość rozproszonej OT

Wydarzenia na Ukrainie pokazują jak groźna może być "półcywilna", rozporszona Obrona Terytorialna według schematu proponowanego przez grupę "Ruch na Rzecz Obrony Terytorialnej".

Próbują oni odbudować OT od dołu: propagując tworzenie plutonów na szczeblu powiatów. W dodatku proponują żeby plutony te były finansowane przez władze samorządowe. - Idealny przepis na zrobienie w Polsce drugiej Donbaskiej lub Ługańskiej "Republiki Ludowej". Wystarczy że rosyjskie lub niemieckie służby opłacą kilkunastu ludzi żeby zoraganizowali swoje plutony w jakimś regionie a dalej pójdzie już z górki. - Rozpoczynając wojnę hybrydową, Moskwa przyśle wyszkolonych oficerów GRU którzy z plutonów zrobią kompanie i bataliony a przekupieni samorządowcy ogłoszą "autonomię" powiatu czy województwa. Potem już droga prosta do "rozmów pokojowych" na szczeblu międzypaństwowym i przehandlowaniu jakiejś części Polski "za pokój" w innej, tak jak to proponują Niemcy na Ukrainie (pokój w Donbasie za Krym).

Kto wie czy nie taki jest cel niektórych z nich? Trzeba by to sprawdzić, ale kto ma to zrobić? ABW której rząd Tuska nakazał przyjacielską współpracę z FSB? Zresztą polski kontrwywiad jest za mały. Szacowano że po wycofywaniu Armii Sowieckiej z Polski, w naszym kraju pozostało około 16 tysięcy agentów sowieckich. Kto wie ile jest ich dziś? Wielu z nich to agenci wpływu operujący w mediach, środowiskach opiniotwórczych - dziennikarzy, aktorów, poetów, polityków. Prawdopodobnie polskie służby są dla nich całkowicie przejrzyste. Co więcej, starają się wpływać na kierunki ich rozwoju. Dziś wsparci są przez rosyjskie brygady sieciowe robiące atmosferę w internecie. Dla nich stworzyć atmosferę wewnętrznego konfliktu to pestka. Zresztą właśnie to robią od kilku lat siejąc nienawiść i anarchię.

Poza tym trzeba pamiętać o zasadzie ekonomii sił. Zamiast plutonu w każdym powiecie, lepiej mieć kompanię w województwie a jeszcze lepiej batalion manewrowy w regionie. Konflikt lokany bowiem, a nawet wielka wojna, nie obejmie wszystkich powiatów. Większość z tych plutonów pozostałaby bezczynna.

Inny wariant tego pomysłu propaguje Romuald Szeremietiew. Z tą różnicą że on stawia na masowość. Widzi wojska OT liczące nawet kilka milionów żołnierzy, a więc należałoby uzbroić już gminy. W obu przypadkach broń, ci niedzielni żołnierze, mieliby posiadać w domach lub na lokalnych posterunkach policji (jeden z wariantów). Oczywiście szybko lokalne sitwy, ufundowane na korupcji i nepotyzmie, przejęłyby z niewielką pomocą SWR czy innej służby wywiadowczej, kontrolę nad takimi formacjami.

Ludzie którym daje się broń do ręki muszą być lojalni, sprawdzeni w służbie, wyszkoleni i poddani scisłej kontroli. Robienie OT opartej na weekendowych entuzjastach z grup airsoftowych, lub na bazie drużyn Ochotniczych Straży Pożarnych (gdzie niektórzy "strażacy" sami wywołują pożary żeby zarobić na flaszkę "jabola") czy grup rekonstrukcyjnych, jak to proponuje szef BBN, minister S. Koziej, to kręcenie sobie powroza na którym FSB i GRU nas powieszą.

Dziś nie ma potrzeby tworzenia wielomilionowej OT.  Wystarczy policzyć: liczebność wojsk lądowych jakimi dysponują władcy Kremla, spadła około pięciokrotnie w stosunku do czasów zimnej wojny. Z kilku milionów, do kilkuset tysięcy. Żeby pokonać jednego statystycznego partyzanta, potrzeba co najmniej 20 żołnierzy. Rosji nie stać na armię która mogłaby zdusić nawet 300 tysięczną OT. Chyba że połączyłaby swe siły z Chińczykami. Może natomiast sama zorganizować w Polsce swoją 20 czy 50 tysięczną armię partyzantów. Na to ją stać.

Dlatego nasza OT powinna być budowana jako formacja nie tyle bardzo liczna, co wysoce profesjonalna i patriotyczna. Przykład ukraińskiej Gwardii Narodowej pokazał, że nawet przy słabym uzbrojeniu, ale mając silnego ducha walki, można osiągać znaczące sukcesy pokonując formacje lepiej uzbrojonych zawodowych najemników z Rosji. Sam profesjonalizm bez patriotyzmu, jest jak doskonały samochód wyścigowy bez benzyny.

Niedopuszczalne jest, żeby żołnierze okazywali większą lojalność swojej "małej ojczyźnie", regionowi, województwu, niż Państwu Polskiemu. W tego rodzaju pułapkę łatwo wpaść, tworząc formację OT opartą o lokalne grupy ochotników finansowanych przez lokalne samorządy. Wojska OT nie powinny być wojskiem starostów, czy sołtysów. Zwłaszcza w demokracji, gdzie konflikt wpisany jest niejako w naturę ustroju. Nie powinny być nawet "wojskiem wojewodów" jak proponuje S. Koziej, choć to łatwo wpadający w ucho slogan.

Najlepiej byłoby gdyby podlegały dowódcom dywizji, komendantom regionalnych sztabów wojskowych, lub dowódcom okręgów wojskowych (o ile takie zostaną przywrócone). Powinny być zorganizowane w brygady lub bataliony zmotoryzowane, o stosunkowo dużej mobilności, poruszające się na opancerzonych lub przystosowanych do opancerzenia ciężarówkach i dysponujące silną artylerią, zwłaszcza ppk.

Przywiązanie do terenu to archaizm. Wyjątkiem mogłyby być, formowane w razie zagrożenia dużą wojną, obejmującą cały kraj, bataliony OT podlegające Wojewódzkim Sztabom Wojskowym i kompanie OT, działające w rejonach WKU (w czasie kryzysu i wojny - Wojskowe Komendy Rejonowe lub Rejonowe Dowództwa Obrony). Ich zadaniem byłaby ochrona i obrona lokalnych ośrodków administracyjnych i ważnych obiektów infrastruktury, wsparcie Wojsk Operacyjnych a także Straży Granicznej i policji. Wśród nich możnaby ukryć kompanie dywersyjne przygotowane do natychmiastowego przejścia do działań nieregularnych na tyłach przeciwnika.

Taka OT powinna być oparta na rezerwistach i składałaby się z 2 segmentów: pierwszego, lepiej wyposażonego, zmotoryzowanego, zorganizowanego w brygady i bataliony zmotoryzowane, podlegającego kilku dowództwom regionalnym (ponadwojewódzkim). Byłby to odpowiednik Gwardii Narodowej. Byłyby to wojska obrony regionalnej. Obszar odpowiedzialności takiego dowództwa obejmowałby kilka województw, ale podległe mu wojska mogłyby też działać w razie potrzeby w innych regionach kraju przekazywane tamtejszym dowództwom. Drugi segment byłby formowany tylko w razie zagrożenia wojną na dużą skalę, obejmującą całe terytorium państwa, złożonego z batalionów i kompanii OT podlegająchych WSzW i WKU (WKR/RDO, Dowództwom Garnizonów). Być może w późniejszym czasie, gdy liczba rezerwistów pozostałych po zsw spadnie, jego rozwinięcie będzie możliwe dopiero po przywróceniu zasadniczej służby wojskowej w czasie zagrożenia wojną. Jego częścią mogą być też nieetatowe grupy obrony złożone na przykład z grup Związku Strzelec, harcerzy, członków niektórych grup ASG czy rekonstrukcyjnych.

Pierwszy segment, wojska obrony regionalnej lub Gwardia Narodowa,  mógłby liczyć w czasie kryzysu i wojny około 50-100 tysięcy żołnierzy. Drugi - Obrona Terytorialna lub Obrona Narodowa - 100-200 tysięcy. Razem z wojskami operacyjnymi dałoby to w czasie wojny 300-500 tysięcy żołnierzy.

Ochroną ludności cywilnej powinny zajmować się formacje OC podległe w czasie pokoju ministrowi spraw wewnętrznych i jednostkom administracji samorządowej. Jednak struktura, wielkość i wyposażenie oddziałów ogólnej samoobrony OC powinny dobrze zazębiać się z jednostkami OT a w czasie wojny, te największe, mogłyby podlegać komendantom WSzW.

Na zakończenie należy przypomnieć o roli, jaką w najbardziej prawdopodobnym dzisiaj rodzaju wojny, jakim jest wojna hybrydowa, musi odgrywać kontrwywiad a także policja i służby walki informacyjnej podlegające jednemu scentralizowanemu dowództwu. Bez nich, skuteczna obrona w takiej wojnie jest niemożliwa. Najlepszym zabezpieczeniem przed  wojną hybrydową jest silne państwo, wyrażające się właściwym i sprawnym funkcjonowaniem jego wszystkich struktur.

Żyjemy w wyjątkowych czasach. Dziś wystarczy niewiele pieniędzy żeby zapewnić Polsce niepodległość i bezpieczeństwo. W czasach braku niepodległości za PRL, wydawaliśmy na obronę ponad 12% PKB rocznie. Być może dziś wystarczyłoby 2,5 lub 3 % PKB wydawanych na obronę, i 150 tysięcy żołnierzy w czasie pokoju, a 400 tys. w czasie wojny, żebyśmy byli bezpieczni. Niestety, rządzący naszym krajem politycy nawet tego nie chcą zrobić. 


2 komentarze:

  1. Xawras Wyżryn8/05/2014

    Cześć wniosków jest bardzo trafna.
    Jednakże należy pamiętać że obecna akcja jest podsycona mocnym patriotyzmem a co za tym idzie zaangażowaniem i potencjalną skuteczność. Osobiście znam wielu ludzi którzy usłyszawszy o takiej możliwości wyrazili żywe chęci wstąpienia do tego typu formacji. To zdecydowanie potencjał którego nie można zmarnować. To w pewnym sensie miejsce gdzie może zrodzić się nowy ( stary przedwojenny) sposób postrzegania patriotyzmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy8/05/2014

      Oczywiście że jest ogromny potencjał patriotyzmu i nie wolno go zmarnować. Dlatego nie powinno się go rozpraszać po plutonie na powiat. Weźmy przykład z prysznicem - strumień wody podzielony na 100 mniejszych, nikomu szkody nie zrobi. Ten sam strumień w całości - odpowiednio skupiony, może przewrócić wiadro albo ciąć metal.

      Usuń