26 paź 2021

Armia większa i silniejsza

 Dziś na konferencji prasowej wicepremier Jarosław Kaczyński i minister Mariusz Błaszczak przedstawili projekt nowej ustawy o obronie Ojczyzny. Siły Zbrojne mają osiągnąć w stosunkowo krótkim czasie liczebność co najmniej 250 tysięcy żołnierzy wojsk operacyjnych i 50 tys. żołnierzy WOT. Liczebna rozbudowa musi iść oczywiście równolegle z dozbrojeniem, nie ma innej możliwości we współczesnych armiach. Możliwe to będzie dzięki utworzeniu Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych który będzie prowadzony przez BGK i zasilany z wpłat z zysku NBP, budżetu państwa, środki z obligacji i skarbowych papierów wartościowych. Jak powiedział min. Błaszczak jesteśmy przygotowani aby znacząco rozwinąć poszczególne rodzaje sił zbrojnych. Oznacza to że wzrośnie liczebność nie tylko Wojsk Lądowych ale zapewne ich najsilniej bowiem to od nich zależy powodzenie obrony w polskich warunkach geostrategicznych. Jako że mamy tego samego przeciwnika, można przywołać przykład Sił Zbrojnych Ukrainy które liczą nieco ponad 250 tysięcy żołnierzy i ponad 400 tys. aktywnej rezerwy. Ukraina musi samodzielnie mierzyć się z zagrożeniem rosyjskim podobnie jak będzie to z Polską, przynajmniej w pierwszych miesiącach wojny. Wymaga to wielokrotnego zwiększenia liczebnego Sił Zbrojnych oraz ich zapasów. Ciekawe ile powstanie nowych dywizji bo że muszą powstać to rzecz pewna. Swego czasu generał Skrzypczak mówił o konieczności utworzenia co najmniej dwóch nowych dywizji na wschodzie (oprócz tworzonej 18DZ) i jednej dywizji obrony wybrzeża. Dałoby to łącznie 7 dywizji. Gdyby utworzyć postulowaną również dywizję powietrzno-zmechanizowaną (lub kawalerii powietrznej), byłoby to osiem dywizji.

W 1999 roku kiedy Polska wstąpiła do NATO, posiadała 8 dywizji w 3 korpusach i korpus powietrzno-zmechanizowany. Fot. Militarium

 Trzeba też odtworzyć szczebel operacyjny zniszczony przez reformę Kozieja-Klicha. Optymalnym byłoby sformowanie 4 korpusów lub obszarów operacyjnych. Gdyby każdy korpus miał po dwie dywizje, należałoby sformować co najmniej 12 nowych brygad ogólnowojskowych. To pokazuje jakie ogromne zadanie nas czeka. A wystarczyło nie likwidować tego co było w czasie wejścia Polski do NATO. Łatwo jest coś zlikwidować ale odbudowa to żmudny i kosztowny proces. Dziś głośny i arogancki pseudoekspert Jacek Bartosiak zastanawia się jak to jest że przy zbliżonych wydatkach polska armia jest tak żałośnie słaba a izraelska tak fantastycznie silna. Odpowiedź tkwi właśnie w tym - oni nie likwidowali wszystkiego hurtem i nie muszą odbudowywać wszystkiego od nowa. 

Wyrzutnia pocisków średniego zasięgu projektu Lockheed Martin. 

Jeśli dziś przy nieco ponad 100 tysięcznej armii mamy 4 dywizje, przy 250 tysięcznej powinniśmy mieć ich co najmniej osiem-dziewięć a z aeromobilną - dziesięć. Licząc inaczej: obecnie 16DZ z dowództwem w Olsztynie liczy około 10 tys. żołnierzy. Jest to za mało, pełny etat to około 18 tys. Aby powiększyć WL o 100 tys. żołnierzy, potrzeba by było 6 - 8 nowych dywizji przy ukompletowaniu co najmniej 70%. 

Dywizja aeromobilna powinna być wyposażona w śmigłowce zarówno transportowe takie jak CH-47F jak i szturmowe takie jak AH-64E. Oprócz jednostek ogólnowojskowych trzeba będzie odtwarzać jednostki wparcia i zabezpieczenia szczebla korpuśnego a przydałby się też strategiczny odwód w postaci co najmniej brygady rakiet/pocisków średniego zasięgu. W Siłach powietrznych oprócz kilku dodatkowych eskadr F-35 przydałoby się kilka dywizjonów lądowych zestawów wyposażonych pociski przeciwlotnicze i przeciwrakietowe SM-6 obejmujące swoim zasięgiem całą Polskę. Jeśli chodzi o potrzebną infrastrukturę, to konieczna będzie jej rozbudowa na wschodzie. Na zachodzie takiej potrzeby w zasadzie nie będzie ponieważ pozostała ona po poprzedniej armii. Koszary mogą tam pomieścić znacznie większą liczbę wojska niż jest obecnie - tam gdzie były pułki, są dziś tylko bataliony. 

Trochę niejasno i niepokojąco brzmi zapowiedź zmian w terenowej administracji wojskowej. Wojewódzkie sztaby wojskowe mają być zredukowane do roli  organu w systemie rekrutacyjnym a zadania "zarządzania kryzysowego" (chodzi chyba o zarządzanie rezerwami bo zarządzanie kryzysowe w terenie jest ustawowo zadaniem organów administracji cywilnej?) mają być przypisane Wojskom Obrony Terytorialnej. Nie wiadomo co się stanie z zadaniami mobilizacyjnymi które wykonują obecnie wojewódzkie sztaby wojskowe i wojskowe komendy uzupełnień, kto ma je przejąć? Nie wiadomo czy WKU mają zostać zlikwidowane, czy przeniesione do WOT? Obydwie możliwości byłyby zapowiedzią co najmniej dużego bałaganu.* W przeszłości WSzW podlegały dowództwom okręgów wojskowych które przekształcały się na czas "W" w dowództwa armii. Jednak dowództwa te podlegały bezpośrednio centralnemu organowi dowódczemu całych Sił Zbrojnych jakim był SGWP. Tymczasem brygady OT są jedynie częścią jednego z kilku rodzajów sił zbrojnych. Można sobie wyobrazić że jeden rodzaj sił zbrojnych zarządza mobilizacją zasobów innego rodzaju sił zbrojnych ale występuje tu problem związany z konfliktem interesów. Jeżeli zaś zarządzanie kryzysowe ma być przeniesione do WOT to zaczyna to ewoluować w tym samym kierunku co Obrona Terytorialna w latach 1970 kiedy Wojciech Jaruzelski zaczął przekształcać OT w kierunku wojsk obrony cywilnej.

Inna sprawa w jakim czasie może zostać osiągnięte te 250 tysięcy żołnierzy zawodowych? Biorąc pod uwagę dotychczasowe tempo przyrostu liczebności od przejęcia władzy przez PiS z 95 do 112 tys. (około 3 tysiące rocznie) wychodzi jakieś 46 lat. Uproszczenie procedur i podwyżka żołdu niewiele tu zmieni. Nawet gdyby to tempo się podwoiło, to i tak za 2 lata będzie tylko 123 tys. żołnierzy zawodowych. Odwieszenie poboru jest jedynym realnym sposobem na szybkie zwiększenie liczby żołnierzy. Czy J. Kaczyński i M. Błaszczak nie zdają sobie z tego sprawy? Oczywiście doskonale sobie zdają. Jednak słupki wyborcze nie pozwalają podjąć tej jedynej racjonalnej decyzji, każą tylko udawać że się coś robi. 

*Według informacji gen. A. Dębczaka podanej na Twitterze dzień po konferencji Błaszczaka, WKU razem z WSzW przekształcone mają zostać w Wojskowe Centra Rekrutacyjne. O tym Błaszczak nie wspominał (mówił tylko o 1 centalnym i 16 terenowych WCR powstałych z WSzW) wywołując niepokój i zamieszanie. Niechlujstwo informacyjne MON i utajnianie wszystkiego to znak firmowy rządów PiS.