22 wrz 2014

Jak w 48 minut napisać bzdurę i stać się sławnym?

Ile trwa napisanie dobrego artykułu? 2 godziny, czasami dwa dni, (czyli 48 godzin) jeżeli wymaga poszperania w internecie, czasami dłużej. A ile trwa napisanie krótkiego artykułu bez zastanowienia się czy ma on sens? Może 48 minut?

Tyle prawdopodobnie pisał swój słynny artykuł "W 48 godzin możemy być pod Kaliningradem" redaktor portalu Dziennik Zbrojny, Mariusz Cielma. Artykuł miał na tyle sensacyjny tytuł, że zacytowały go największe portale w Polsce a nawet niektóre strony rosyjskie i ukraińskie. Co ciekawe, zarówno Rosjanie jak i Ukraińcy przytaczają go w tonie całkowicie poważnym, chociaż zapewne z całkowicie odmiennych powodów.

Artykuł miał być odpowiedzią na słowa prezydenta Putina o tym, że Armia Rosyjska może w 2 dni zająć Warszawę. Gdyby pan Cielma próbował dowodzić w nim że słowa prezydenta Putina są równie bezsensowne jak jego własne, nie można by się z nim zgodzić, ale przynajmniej cel napisania takiego artykułu byłby zrozumiały. Ale nie, pan Cielma z całą powagą zabiera się za dowodzenie że zajęcie Kaliningradu przez Wojsko Polskie jest całkowicie realne.

Aby podeprzeć swoją tezę konkretami, autor wylicza jak daleko od granicy dyslokowane są poszczególne brygady na Warmii i Mazurach (brygada w Braniewie - kilka km, w Bartoszycach 15 km, w Giżycku i Orzyszu - 30-60 km). Po drugiej stronie, jak pisze autor, stoją też 3 duże oddziały, a że do Kaliningradu jest tylko 40 km, to oczywiście zwycięstwo mamy w kieszeni. Głównie dzięki temu że, jak twierdzi, przerzut spadochroniarzy nad Bałtykiem w czasie wojny będzie trudny a wykorzystanie baz przechowywania sprzętu (skadrowanych brygad), jest możliwe dopiero po przetransportowaniu rezerwistów z terenu "zasadniczej" Rosji.

Dlaczego pan Cielma zakłada że w samym Obwodzie Kaliningradzkim rezerwistów nie wystarczy? Liczba mieszkańców Obwodu wynosi ponad 900 tysięcy. Przy armii poborowej zdatnych do służby wojskowej jest zwykle 5-10% mieszkańców. Powinno się więc tam znajdować co najmniej 45 tysięcy mężczyzn zdolnych do noszenia broni. Uwzględniając że w służbie czynnej jest około 13 tysięcy żołnierzy, pozostałe jednostki skadrowane można wypełnić z powodzeniem przez część z 32 tysiący rezerwistów z samego Obwodu Kaliningradzkiego.

Na tym samym portalu można znaleźć informację że w Obwodzie stacjonowało w 2010 roku 811 czołgów, 1239 wozów opancerzonych, 345 systemów artyleryjskich, w tym 18 taktycznych rakiet balistycznych, 170 samolotów i śmigłowców. Oznacza to po prostym przeliczeniu uzbrojenie dla (między innymi) około 19 batalionów czołgów i 23 batalionów zmechanizowanych, czyli około 10 brygad. Potencjał militarny wojsk lądowych dyslokowany w Obwodzie Kaliningradzkim jest więc porównywalny z potencjałem całych Sił Zbrojnych RP. Tymczasem aby osiągnąć sukces, strona atakująca zgodnie z regułami taktyki musi mieć przewagę co najmniej 3 do 1, a w skali strategicznej co najmniej 2 do 1.
Pomijam już takie "drobnostki" jak to, że Rosja, nawet gdyby nie miała w Obwodzie Kaliningradzkim ani jednego żołnierza, ani jednego czołgu, mogłaby w odpowiedzi na nasz atak, zmieść Warszawę czy Olsztyn w kilka minut dzięki użyciu broni jądrowej.

Pan Cielma pisząc swój scenariusz zwycięskiej wojenki z Rosją miał pecha. Tego samego dnia kiedy ukazał się jego artykuł, w TVP Info został wyemitowany program w którym pokazano stopień rozwinięcia naszych brygad. Żeby użyć 9 Brygadę Pancerną z Braniewa nie wystarczy 48 godzin. Może nie wystarczyć nawet 3 miesiące. Jak tłumaczył ppłk rez. dr. Krzysztof M. Gaj, z Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, jednostki o najniższym stopniu ukompletowania stacjonują właśnie na tzw. ścianie wschodniej.

 Jak widać 9 Brygada nie dojedzie do Kaliningradu w 48 godzin, chociaż to tylko 40 kilometrów, musi najpierw przeprowadzić mobilizacyjne rozwinięcie. fot. TVP.
Jednostki o wysokim stopniu rozwinięcia, powyżej 80% są zdolne do podjęcia działań bojowych bez przeprowadzania mobilizacyjnego rozwinięcia. Według klasyfikacji NATO są to jednostki tzw. gotowe (ready), oznaczone kolorem zielonym. Około 2/3 naszych  jednostek Wojsk Lądowych, to jednostki "semi ready" które oznaczono kolorem żółtym. Są to jednostki które aby wejść do akcji bojowej, muszą przeprowadzić mobilizacyjne rozwinięcie, a więc poświęcić jakiś czas na osiągnięcie zdolności do działania. Czas mobilizacyjnego rozwinięcia takich jednostek, w zależności od typu jednostki, wynosi od kilku, do kilkunastu tygodni.
 Jak dodaje mjr. dr. Grzegorz Kwaśniak, połowa brygad która ma ukompletowanie rzędu 80-90% jest w stanie podjąć działania bojowe po kilku dniach. Ale jeżeli brygada ma 20-30% ukompletowania, to na pewno potrzeba do tego 2-3 miesiące. Taki stopień ukompletowania byłby zadowalający gdyby Polska leżała na przykład na Półwyspie Iberyjskim. Jednak przy naszym położeniu i sąsiadach, ten stopień ukompletowania powinien budzić najwyższe zaniepokojenie.

 Biorąc pod uwagę intensywność ćwiczeń, czas rozwinięcia skadrowanych jednostek rosyjskich jest o wiele krótszy. W Rosji już dawno pozbyto się tak zwanych "dywizji trzydziestek" gdzie liczba 30 oznaczała czas w dobach potrzebny na rozwinięcie. Na podstawie analogii do czasów schyłkowych lat Układu Warszawskiego w naszej armii, i pewnych informacji jakie ukazały się na Białorusi, można oceniać że rosyjskie bazy przechowywania sprzętu stają się pełnokrwistymi brygadami w czasie od 4 dni do 2 tygodni, ze wskazaniem na tę pierwszą liczbę.

Jednak Rosja wcale nie potrzebuje przeprowadzać mobilizacyjnego rozwinięcia swoich skadrowanych brygad żeby zająć Warszawę w kilka dni. Wystarczy że użyje swoich wojsk powietrznodesantowych, specnazu i części jednostek rozwiniętych wojsk lądowych. I nic nie pomoże tu zaklinanie rzeczywistości że "w czasie wojny nie tak łatwo będzie przelecieć samolotem transportowym". NATO przyznało że zostało zaskoczone inwazją rosyjską na Krym. Będzie zaskoczone i następnym razem. Słowa Putina o tym że może zająć Warszawę w 2 dni, należy traktować z największą powagą. Są one bowiem sygnałem, że taki plan już istnieje. Że jest to plan całkowicie realny mogą potwierdzić wypowiedzi generała Skrzypczaka (który mówił wprawdzie o 3 dniach potrzebnych Rosji do zajęcia Warszawy, ale to niewielka różnica).

Jedyne czego Putin potrzebuje, to przygotowanie psychologiczne na taki krok własnego społeczeństwa i opinii publicznej Zachodu. Do tego potrzebuje użytecznych idiotów którzy dostarczą mu pretekstu i dowodów że Polska "przecież od dawna szykowała się do wojenki z Rosją". Po co był ten wielki program modernizacji "Polskie Kły" jak grzmiała propaganda Warszawy? Po co były te artykuły o zajęciu Kaliningradu? - Rosja nie miała po prostu innego wyjścia, musiała przerwać to pobrzękiwanie szabelką powie Putin. Na takie argumenty nie nabiorą się może w Waszyngtonie i Londynie, ale może nabiorą się w Berlinie i w Paryżu. To wystarczy.

11 komentarzy:

  1. Anonimowy9/22/2014

    Drogi Autorze!
    Mały offtop, ale może będziesz znał odpowiedź na moje pytanie.

    Otóż ponoć kupujemy JASSMy - 40 sztuk za 500 mln$.

    Jak się to ma do Finlandii, która kupiła 70 szt. tych pocisków za 170 mln$.

    Zdaje się, że trochę przepłacamy, nieprawdaż?


    A może to tylko kreatywna księgowość amerykańskiego departamentu stanu? Tzn. military-industrial-complex dostaje faktycznie 500 mln. zielonych, ale gros z tego finansuje budżet USA?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie. Wydaje mi się że po prostu list zakupów jest trochę dłuższa niż te 40 pocisków. Dostosowanie z modernizacją polskich F-16 a może coś jeszcze?

      Usuń
    2. Anonimowy9/27/2014

      Może kilka B-61 ;)

      Usuń
    3. Anonimowy11/02/2014

      No i okazuje się, że miałem rację.

      "Polskie F-16 na nuklearnych ćwiczeniach NATO Steadfast Noon"

      "Jak zauważa znany analityk wojskowy, członek FAS (ang. Federation of American Scientists) Hans M. Kristensen, duży wpływ na decyzję o zaproszeniu Polaków do tych ćwiczeń może mieć sytuacja na Ukrainie, ale także (a może przede wszystkim) wydanie zgody na zakup pocisków manewrujących AGM-158 JASSM."

      Usuń
    4. Anonimowy11/02/2014

      A ja mam nadzieję że Polska przystąpi kiedyś do programu NATO Nuclear Sharing i skończy się rosyjskie potrząsanie atomową szabelką wobec nas.

      Usuń
  2. Anonimowy9/26/2014

    Dlaczego w rozważaniach na temat , możliwej rosyjskiej agresji nikt nie bierze pod uwagę udziału armii białoruskiej w tym konflikcie? Przecież od lat wiadomo , że Rosja dostarczając uzbrojenie armii białoruskiej tworzy z niej nieoficjalną ramię uderzeniową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy9/26/2014

      Wojsko to uwzględnia wystarczy popatrzeć na mapy z ćwiczeń. Media o tym nie piszą bo gdyby zaczęły pisać to politycy by musieli podnieść znacznie wydatki na obronę. Wolą żyć złudzeniami że Białoruś jest demokratyczna i niepodległa.

      Usuń
    2. Anonimowy9/26/2014

      Cała nasza obronność to fikcja, tak samo jak fikcją jest neutralność Białorusi. NATO udaje że w razie "W" nam pomoże, a my udajemy że im wierzymy. Kiedyś ta kupa absurdu zawali się i przygniecie nas.

      Usuń
    3. Anonimowy9/27/2014

      Sami na Rosję nic nie poradzimy. Nie pozostaje nam nic innego, jak liczyć na zwycięstwo Republikanina w następnych wyborach prezydenckich w USA. Wtedy realne stanie się przeniesienie amerykańskich baz z Niemiec na teren Polski.

      Zresztą Rosja i tak na nas nie napadnie. Bo i po co? Dużo więcej korzyści odniosą destabilizując nasz kraj.
      Wyobraźcie sobie następujący scenariusz - jutro w Warszawie wybucha bomba atomowa (stacjonarna - przemycić to-to przez granicę polsko-białoruską jest aż nadto łatwo).
      A po wybuchu nikt się nie przyznaje. Amerykanie oskarżają ruskich, ruscy amerykanów ("prowokacja!").
      I co? I nic. Stolica Europejskiego państwa przestanie istnieć a nikt palcem nie kiwnie.
      Wiarygodność NATO spadnie do minimum a ruskie bez problemu przejmą faktyczną kontrolę nad Finlandią, krajami Bałtyckimi i Ukrainą. Bez jednego wystrzału na ich terytorium i bez ściągania na siebie zbytnich podejrzeń.

      Usuń
    4. Anonimowy9/27/2014

      Na granicy są bramki mierzące poziom radioaktywności. Ale bombkę walizkową mogliby przemycić na wiele sposobów. Chodzi o to, że taki atak musi być jawny żeby był skuteczny. Bo co z tego że wybuchnie bomba atomowa? Równie dobrze mógłby spaść na W-wę wielki meteoryt. Żeby Polska mogła się poddać, musi wiedzieć komu. Żeby Finlandia zaczęła się bać, też musi wiedzieć kogo.

      Usuń
  3. Anonimowy9/27/2014

    1. Ile bramek jest na Zalewie Wiślanym? Ile w Puszczy Białowieskiej? Pomijam fakt, że czułość w/w bramek w porównaniu z możliwościami izolacji źródeł promieniotwórczych jest delikatnie mówiąc wątpliwa.

    3. Jest kilka subtelnych różnic pomiędzy atomówką i meteorytem. Pierwsza i najważniejsza jest taka, że eksplozję bomby atomowej w europejskiej stolicy trudno zaliczyć do kategorii przypadku.

    3. Atak wcale nie musi być w pełni jawny, aby zachować skuteczność - vide Ukraina. Wszyscy będą wiedzieć, że winna jest Rosja, ale jakakolwiek próba wyciągnięcia konsekwencji czy też nałożenia sankcji spali na panewce.

    4. Nie chodzi o zajęcie Polski (przynajmniej w krótkiej perspektywie czasu) lecz o destabilizację paktu NATO.

    OdpowiedzUsuń