18 lip 2013

Uczczenie 22 lipca przez strzał w mózg armii

Jak podało dziś Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, ustawę likwidującą dotychczasowy system dowodzenia Siłami Zbrojnymi prezydent Komorowski podpisze w dniu 22 lipca. Jak wiadomo 22 lipca był świętowany w PRL jako dzień przyjęcia komunistycznego "manifestu PKWN" który ustanawiał Krajową Radę Narodową jako jedyne legalne źródło władzy i odmawiał legitymacji Rządowi RP na uchodźstwie.

Komorowski od początku swojego urzędowania wykazuje się bardzo specyficznymi "gafami" szydzącymi z Polski i Polaków jak i z godności urzędu który piastuje.

Pomysł likwidacji jednoosobowego systemu dowodzenia opartego na Sztabie Generalnym, przeforsował szef BBN, papierowy generał S. Koziej. Ten "teoretyk wojskowości", absolwent kursu w Moskwie i działacz partii komunistycznej który nigdy nie dowodził nawet batalionem, uważany jest przez zwykłych żołnierzy za grabarza polskiej obronności. Pełniąc swoją obecną funkcję, utrzymuje robocze kontakty z funkcjonariuszem KGB generałem Patruszewem a jego pomysły mogą przyprawić o kolkę wywołaną spazmami śmiechu. W czasie wojny w Iraku komentując w telewizji oblężenie Bagdadu twierdził że armia amerykańska będzie zdobywać miasto za pomocą śmigłowców. Okazało się to pudłem, amerykanie działali klasycznie, za pomocą piechoty wpieranej czołgami. Obecnie udało mu się, z pominięciem procedur, wdrożyć w praktykę swoją koncepcję "przeskoku generacyjnego" i forsuje wymianę samolotów Su-22 na bezpilotowce. Twierdzi przy tym że mają one porównywalne możliwości, co jest kłamstwem bo nie ma obecnie, nawet w stadium prototypu, bezpilotowca zdolnego przenosić 4 tony uzbrojenia albo podjąć walkę powietrzną tak jak Su-22 czy inny załogowy samolot bojowy.

Nowy system dowodzenia charakteryzuje się rozmyciem odpowiedzialności i niejasnym podziałem zadań. Obecny Sztab Generalny ma zostać okrojony do obecnego zarządu planowania strategicznego a jego kompetencje dowódcze przekazane do Dowództwa Generalnego i do Dowództwa Operacyjnego. W trakcie przejścia ustawy przez legislaturę okazało się że jest ona sprzeczna z Konstytucją RP, gdyż ta zawiera zapis że prezydent mianuje dowódców rodzajów Sił Zbrojnych a ustawa te stanowiska likwidowała. Problem szybko rozwiązano, przez dodanie do nazwy nowych dowództw sformułowania "Rodzajów Sił Zbrojnych". I tak Dowództwo Generalne nazwano "Dowództwem Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych" a Dowództwo Operacyjne - "Dowództwem Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych". Tak bezczelnej machlojki Polska nie pamietała od czasów słynnego "lub czasopisma", ale tamta nie przeszła.
 W sposób oczywisty jest to sprzeczne z intencją autorów Ustawy Zasadniczej w której mowa jest w artykule 134, o rodzajach Sił Zbrojnych jako oddzielnych grupach jednostek działajacych w tym samym środowisku (WL na lądzie, MW na morzu i SP w powietrzu oraz Wojskach Specjalnych wykonujących specyficzne zadania na lądzie i morzu). Rządowi Tuska brakuje jednak większości w sejmie żeby zmienić konstytucję, stąd uciekł się do sztuczki z nazwami.

W rezultacie przyjęcia ustawy, od 1 stycznia 2014 roku Wojskiem Polskim będzie dowodziło 3 równorzędnych generałów jednocześnie: Szef Sztabu Generalnego ma być odpowiedzialny za planowanie strategiczne, programowanie rozwoju i doradzanie ministrowi obrony. Dowódca Generalny - za dowodzenie w czasie pokoju, szkolenie i "bieżące funkcjonowanie Sił Zbrojnych" (co też jest definicją pod którą można podpiąc wszystko) a Dowódca Operacyjny ma "dowodzić operacyjnie" w czasie pokoju i wojny oraz rozwijać stanowisko dowodzenia Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych którego powinien powołać prezydent w razie wybuchu wojny.

Jedną z postawowych zasad w wojsku jest zasada "ten sam szkoli i ten sam dowodzi na polu walki". Teraz ta zasada zostaje złamana. Chodzi o to że dowódca mający przyjąć odpowiedzialność za rezultat walki, bitwy, operacji czy wojny, inaczej będzie podchodził do szkolenia swoich podwładnych niż ten, który wie że i tak przekaże ich innemu.  Z kolei dowódca przeznaczony do dowodzenia w razie wojny, powinien wiedzieć co potrafią jego żołnierze, znać ich możliwości a te najlepiej się sprawdza szkoląc ich. Teraz zarówno Dowódca Generalny jak i Dowódca Operacyjny w razie porażki będą mogli powiedzieć "to nie ja, to kolega".

Przyjmując tę ustawę, parlament i prezydent odbierają żołnierzom ich największe prawo, wyrażające się w starym wojskowym przysłowiu że "żołnierz ma wiele obowiązków ale ma też jedno, niezbywalne prawo - ma prawo być dobrze dowodzonym. Podpisując zmiany już nazwane "reformą Kozieja", prezydent Komorowski to prawo polskim żołnierzom odbierze.

Wiadomo że natura ludzka jest ułomna stopnie generalskie osiągają ludzie najbardziej ambitni. Istnienie 3 równorzędnych stanowisk na czele armii może spowodować wzajemne animozje a być może i podstawianie sobie nogi i kopanie dołków pod konkurentem o wzgledy ministra i prezydenta. Dlatego struktura dowodzenia powinna być tak skonstruowana żeby te ułomności ludzkie likwidować a nie je wzmacniać.

Wszystko to powoduje że rozwiązania zapisane w nowej ustawie są najgorszymi z możliwych. W razie nagłej agresji na Polskę, żołnierze nie będą wiedzieli kto nimi dowodzi a przyszli politycy i historycy będą się spierać kto jest odpowiedzialny za klęskę.

Oficjalnie mówiono że manifest PKWN został ogłoszony w Chełmie przez "grupę polskich patriotów". W rzeczywistości został napisany i wydrukowany w Moskwie przez sowietów. Czy będziemy czekali też 40 lat żeby się dowiedzieć jak było z "reformą Kozieja"? Jedno nie ulega wątpliwości już dziś, reforma wprowadzająca organiczny zamęt w systemie dowodzenia będzie bardzo korzystna dla potencjalnego przeciwnika naszej armii. Dla Sztabu Generalnego WP, jednolitego dowództwa Wojska Polskiego rozumianego jako organ zdolny jeszcze przez kilka miesięcy dowodzić sprawnie obroną Polski, będzie to strzał w potylicę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz