Andriej Iłłarionow, były doradca Putina, uważa, że następna duża operacja wojskowa szykowana przez Moskwę, odbędzie się nie na Ukrainie, ale na Białorusi. Propagandowa aktywność rosyjskich mediów koncentruje się obecnie wokół nagłaśniania rosyjskiej aktywności militarnej wokół Ukrainy. Tymczasem aktywność Putina wokół Ukrainy może mieć na celu odwrócenie uwagi od innych operacji.
Jak podaje portal Kresy24, Iłłarionow uważa, że niepokojąca jest zbyt otwarta ze strony Rosji demonstracja ruchu sił zbrojnych na
Krymie i na wschodzie. "Jest dużo szumu propagandowego. Kiedy Putin
naprawdę zamierza wykonać jakąś ważną operację, to nie ogłasza tego, nie
mówi o przygotowaniu wojsk. (...) Prawdopodobnie, wszystko co się dziej, to
próba odwrócenia uwagi od innych operacji"- mówi Iłłarionow. "Powiedziano nam, że reaktywowano szturmową armię pancerną. Najlepsze rosyjskie oddziały stacjonują teraz w rejonie Smoleńska i Jelni (40 km. od białoruskiej granicy). Jednocześnie mówią nam, że rzekomo skierowane będą one na Ukrainę. Ale ja w to wątpię. Spójrzmy na mapę. To nawet nie Briańsk, który w jakiś sposób można jeszcze związywać z kierunkiem ukraińskim. Ale Smoleńsk tu nie pasuje - to białoruski kierunek. Tak więc na kierunku ukraińskim robi się dużo hałasu a najlepsze szturmowe oddziały pancerne rzeczywiście stacjonują pod Smoleńskiem" – podkreśla
Iłłarionow. "Zawsze uczono nas, że należy obserwować dyslokację broni ciężkiej,
której nie można cicho i w sposób natychmiastowy przetransportować na
dużych odległościach. Nie jest to desant, ani jednostki sił specjalnych.
Czołgi nie przemieszczają się na długich dystansach szybko. Uważam, że
kolejnym kierunkiem uderzenia Federacji Rosyjskiej może być Białoruś.
Chociaż bardzo chciałbym się mylić" - skonstatował Iłłarionow.
Rzeczywiście przejęcie pełnej kontroli Białorusi dałoby Rosji zarówno możliwość ujęcia Ukrainy w kleszcze od północy, jak i wywierania presji na kraje bałtyckie i Polskę, gdyby ta chciała stać się bazą wyjściową dla natowskiej pomocy krajom bałtyckim. Gdyby Putin nakazał teraz uderzenie na Ukrainę ze wschodu, to nie tylko że powodzenie takiej operacji byłoby wątpliwe ze względu na rozległość kraju i słabość sił konwencjonalnych Rosji, ale dałoby czas NATO na wzmocnienie swojej flanki wschodniej a Białoruś prawdopodobnie jeszcze bardziej zbliżyłaby się do Zachodu. Jeżeli prawdą jest, to co mówią eksperci, że Rosja chce całej Ukrainy, a nie tylko jej wschodniej części, to Moskwie w tej chwili potrzebny jest "ruch konika szachowego" w kierunku Mińska. Prawdopodobnie nie będzie to jednak operacja militarna, ale presja na prezydenta Łukaszenkę, który powinien "dobrowolnie" zgodzić się na wprowadzenie wojsk rosyjskich. W jaki sposób Putin może skłonić Łukaszenkę do większej współpracy? Może nastąpi jakaś prowokacja na granicy ukraińsko-białoruskiej, może atak na dyplomatów białoruskich w Kijowie, a może w Warszawie lub Białymstoku? Możliwa jest też wymiana samego Łukaszenki na kogoś innego, wachlarz możliwości FSB jest szeroki. Z pewnością jednak taka operacja jak wymiana Łukaszenki, wymaga czasu i nie nastąpi przed szczytem G-20 na którym Putin zamierza wystąpić jako gołąbek pokoju, żeby uzyskać ulgi w sankcjach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz