Wojna na wschodzie pomiędzy Rosją a Ukrainą nie jest dobrym czasem na grzebanie przy strukturach ani zmniejszanie ilości brygad, dlatego mam pewność ze ta propozycja nie trafi na podatny grunt (nie przeczyta jej jakiś decyzyjny idiota - w rodzaju ministra Bogdana Klicha i nie zacznie wprowadzać w życie). Ale że są wakacje a strukturami potrafi i lubi bawić się każde dziecko, to i ja nie odmówię sobie tej przyjemności.
Obecnie polska brygada ogólnowojskowa składa się z 3 batalionów ogólnowojskowych, batalionu dowodzenia, dywizjonu artylerii (haubic samobieżnych), dywizjonu przeciwlotniczego, kompanii rozpoznawczej, kompanii lub batalionu saperów (część brygad zmechanizowanych i obydwie zmotoryzowane mają batalion), batalionu logistycznego i grupy zabezpieczenia medycznego.
Z batalionów ogólnowojskowych, w brygadzie zmechanizowanej jest 2 lub 3 bataliony zmechanizowane i 1 batalion czołgów. 7 Brygada Obrony Wybrzeża ma 3 bataliony zmechanizowane i ani jednego batalionu czołgów. Podobnie 12 i 17 brygady zmotoryzowane mają 3 bataliony zmotoryzowane (docelowo, obecnie wciąż jeszcze po jednym zmechanizowanym). 21 Brygada Strzelców Podchalańskich ma strukturę typowej brygady zmechanizowanej, z tym że ma 3 bataliony zmechanizowane i 1 batalion czołgów.
Brygady pancerne mają po 2 bataliony czołgów i 1 batalionie zmechanizowanym. Ale tu też jest wyjątek - 1 Brygada Pancerna jest pancerną tylko z nazwy - w rzeczywistości ma strukturę typowej brygady zmechanizowanej - 2 bataliony zmechanizowane i 1 batalion czołgów.
Bataliony liczą po 4 kompanie ogólnowojskowe (odpowiednio w pancernym są to kompanie czołgów, w zmechanizowanym - zmechanizowane). Oprócz kompanii ogólnowojskowych, w każdym batalionie znajduje się kompania dowodzenia i kompania logistyczna oraz pluton rozpoznawczy. W batalionach zmechanizowanych, oprócz wymienionych pododziałów, znajduje się jeszcze kompania wsparcia. Bataliony zmotoryzowane różnią się od zmechanizowanych tylko wyposażeniem (mają Rosomaki zamiast BWP-1, moździerze 98 mm w kompaniach wsparcia zamiast moździerzy 120 mm i kilka innych drobnych różnic).
W Wojskach Lądowych mamy 13 brygad. Są to 3 brygady faktycznie pancerne, 5 brygad zmechanizowanych, 1 brygada obrony wybrzeża, 2 brygady zmotoryzowane i 2 brygady lekkie (aeromobilne - 6 BPow-des i 25 BKPow). Większość tych brygad podlega dywizjom a 3 są samodzielne (wymienione brygady aeromobilne i 21 BSPodch z Rzeszowa). Teoretycznie dywizje nie mają przyporządkowanych na stałe brygad. W czasie pokoju dwóm dywizjom na zachodzie kraju podlega po 3 brygady, a jednej pozostającej na północnym wschodzie - cztery.
Sztucznie narzucona przez polityków (a właściwie speców od politycznego PR) liczba żołnierzy 100 tysięcy w czasie pokoju, powoduje że nie wszystkie te brygady mogą być wypełnione żołnierzami. W praktyce połowa z nich liczy jedynie po kilkuset ludzi, choć etatów mają po kilka tysięcy. W dodatku NSR który miał być taką rezerwą dyspozycyjną szefa Sztabu Generalnego czy ministra ON, nigdy nie osiągnął przewidywanej liczby 20 tysięcy żołnierzy. Powoduje to że gotowość i zdolność do działań dywizji jest fikcyjna.
Jak temu zaradzić? Najprościej byłoby podnieść liczbę żołnierzy w czasie pokoju do 120 - 130 tysięcy. Jednak jak już wspomnieliśmy, przeszkadza w tym polityczny PR który zabrania partii rządzącej przyznania się do błędu. Z kolei, jak mówił generał Skrzypczak, nie możemy dalej zmniejszać liczby brygad (ze względów operacyjnych i strategicznych). Pozostaje nam więc szukać oszczędności w zmianach struktur.
Powinniśmy szukać oszczędności przede wszystkim w etatach niebojowych, nieliniowych, w logistyce, szkolnictwie, administracji, dowodzeniu i systemie kierowania. Jednak, jak się wydaje, tam również możliwości redukcji zostały wyczerpane. Przy czym zbytnie odchudzenie szkolnictwa i systemu dowodzenia może być wręcz zabójcze dla armii. Otrzymalibyśmy w rezultacie ciało bez mózgu lub w najlepszym razie armię z encefalopatią. Wykształcenie oficera sztabu dywizji czy wyższego trwa zbyt wiele lat żeby można było odbudować struktury w czasie zagrożenia jak choćby teraz, podczas wojny na Ukrainie.
Zresztą politycy niezbyt chętnie podejmują decyzje o zwiększaniu armii. Nawiasem mówiąc jest to powód dla którego armia zawodowa powinna mieć w miarę możliwości jak nalepiej wypełnione etaty już w czasie pokoju. Głupcy i pacyfiści u władzy wymagają takich struktur, by w czasie zagrożenia nie trzeba było wiele zmieniać. Tu można dodać na marginesie, że MON dał przydziały mobilizacyjne około 200 tysiącom rezerwistów, czyli że na czas "W" armia ma powiększyć się trzykrotnie. Jeszcze kilka lat temu było to ponad 550 tysięcy, tyle przynajmniej było w magazynach MON broni strzeleckiej. Jednak jak wiadomo panująca nam niemiłościwie banda kręci lody na wszystkim, więc i broń strzelecką sprzedała.
Zmuszeni jesteśmy więc szukać oszczędności w strukturach bojowych. Doszliśmy już do wniosku, że powinny to być etaty na jak najniższym szczeblu bo te najłatwiej uzupełnić nowym narybkiem lub rezerwistami. Nie mogą to być jednak etaty wykonawcze, związane bezpośrednio z walką i obsługą uzbrojenia. Powinny to być etaty pomocnicze lub dowódcze ale na jak najniższym szczeblu - czyli w kompanii.
Wzmocnienie batalionów było dużym osiągnięciem naszej armii. Z czasów Układu Warszawskiego wyszliśmy z batalionami liczącymi 31 wozów bojowych w 3 kompaniach. Obecnie liczą one 58 wozów bojowych w 4 kompaniach. Stało się to przez wzmocnienie plutonów o 1 wóz bojowy i kompanii o dodatkowy wóz bojowy dla zastępcy dowódcy kompanii. Tych struktur nie należy zmieniać. Można natomiast zmniejszyć liczbę kompanii w batalionie. Zmniejszyć, ale tak, żeby nie osłabić samego batalionu. Ogólna liczba wozów bojowych w batalionie powinna pozostać taka jak teraz, lub niewiele mniejsza.
Można to osiągnąć zwiększając liczbę plutonów w kompanii z 3 do 4. Zamiast 4 kompanii w batalionie, będziemy mieli 4 plutony w kompanii. Ogólna liczba wozów w batalionie zmniejszy się tylko o dwa - z 58 do 56. W kompanii wzrośnie z 14 do 18.
Zmniejszając liczbę kompanii z 4 do 3 zyskujemy około 10 etatów w batalionie - większość oficerskich i podoficerskich. W brygadzie będzie to już 30 osób, w 11 brygadach ciężkich i zmotoryzowanych jest to już około 340 etatów. O tyle - 3 pełne kompanie - można zwiększyć ukompletowanie jednostek bojowych. Nie jest to liczba oszałamiająca, ale nie do pogardzenia.
Dalsze oszczędności możliwe są teoretycznie przez zmniejszenie liczby brygad. Gdyby w każdej dywizji rozformować jedną brygadę, możnaby każdą pozostałą brygadę wzmocnić o jeden batalion. Otrzymalibyśmy silniejsze brygady ale słabsze dywizje.
Rozwiązaniem (co prawda tylko pozornym) byłoby dalsze zmniejszenie liczby dywizji do 2. Jest to wizja firmowana przez S. Kozieja. Sztab Generalny patrzył na nią niechętnie. Tu już wkraczamy w sferę polityki i zakulisowych walk najprawdopodobniej z udziałem rosyjskich agentów wpływu. Ale wizję strony przeciwnej też warto znać.
Mając tylko 2 dywizje, można bronić praktycznie tylko jednego kierunku operacyjnego. Tymczasem kierunków operacyjnych do obrony, tylko na wschodzie, jest co najmniej 4, nie licząc podkarpacia (Brama Przemyska). Rosja ma w Europie 5 armii, nie licząc armii białoruskiej i strefy Kaliningradu...
Częściowym rozwiązaniem tego problemu mogłoby być włączenie do dywizji niektórych jednostek innych rodzajów wojsk na przykład śmigłowców i OT. Możnaby wtedy, powrócić do podziału na 2 okręgi wojskowe. Dowództwo dywizji byłoby równocześnie dowództwem okręgu wojskowego. Znów mogłyby mu podlegać wojewódzkie sztaby wojskowe i logistyka. Takie dywizje byłyby praktycznie związkami taktyczno-operacyjnymi. Co prawda MON twierdzi że dywizje już są w praktyce związkami operacyjnymi, ale bez własnego lotnictwa ani nawet bez rozpoznania, można takie twierdzenia między bajki włożyć.
Śledząc zmiany organizacyjne w Wojsku Polskim, nie można oprzeć się wnioskowi że ich myślą przewodnią było jak największe zredukowanie armii i pozbawienie jej możliwości działania. Wszystko pozostałe było tylko pretekstem.
Powiedzenie że "od samego mieszania herbata nie robi się słodsza" którym przestrzegał nas na początku transformacji Stefan Kisielewski, już od dawna trzeba przekuć na inne: "od zbyt intensywnego mieszania herbaty ubywa".
A wszystko zaczęło się tak niewinnie, od ogłoszenia okrągłej liczby 100 tysięcy żołnierzy, jako najłatwiejszej do zapamiętania przez wyborców partii "Donalda Donaldowicza Tuskaszenki".
A może by tak zlikwidować niepotrzebną czapę Dywizyjną, co przy trzech Dywizjach daje oszczędność 1-1,5 tys. etatów! A to już nie trzy kompanie, a niemal dwa- trzy bataliony!
OdpowiedzUsuńGdyby brygadami wystarczyło zarządzać, a nie dowodzić, to z pewnością dywizje byłyby niepotrzebne. Gdybyśmy mieli bronić tylko jednego województwa, albo jednego kierunku operacyjnego, też dywizje byłyby niepotrzebne. Brygady byłyby małymi związkami taktycznymi a wyżej już tylko korpus (lub COL). Ale przecież na wschodzie mamy kilka kierunków operacyjnych a sąsiedzi mają po kilka armii. Nawet Białoruś ma 2 związki operacyje. Nie da rady "obrobić" tego jednym dowództwem. Takiej strukturze brak byłoby elastyczności: Powiedzmy że COL dowodzi brygadami na kierunku białostockim, wtedy na kierunek brzeski możemy w praktyce posłać tylko 1 słaby związek taktyczny - brygadę. Tymczasem przeciwnik może uderzyć na tym kierunku 2 armiami. Musi być wyższy związek taktyczny ponad brygadą lub jeszcze jeden związek operacyjny. Tu nasuwa się pytanie dlaczego jedno dowództwo nie może dowodzić w kilku miejscach naraz? Przecież są komputery itp. Niestety wciąż sztaby ludzkie mają przewagę nad komputerami. Poza tym komputera nie postawisz przed plutonem egzekucyjnym w razie przegranej kampanii ;-)
UsuńNie przekonasz mnie do istnienia dywizji. Podam przykład: norma obronna na Brygadę to 60km w wojnie manewrowej. Co to oznacza? Że obrona jednego kierunku - kaliningradzkiego wymaga 3 brygad w pierwszym rzucie i minimum 1, a najlepiej 2 w drugi, plus saperzy, artyleria, OPL i logistyka. Co mamy? 3 brygady, 2 pułki artylerii, 1 pułk OPL, 1 pułk rozpoznawczy. Tworzy to 1 dywizję plus wsparcie. Czyli aby wypełnić lukę najlepiej byłoby utworzyć dodatkową brygadę w dywizji(minimum) lub stworzyć dwubrygadową nową dywizję. Jak pisałem powyżej ok 500 zbędnych i nie przydatnych na pierwszej linii etatów. A nie lepiej utworzyć dowództwo np odcinka, frontu, mniejsza o nazwę, aby dowodziło całością sił na danym kierunku-obszarze? Etaty z obecnej dywizji rozbudowane o dodatkowe elementy rozpoznawcze i logistyczne góra 50-100 etatów więcej.
UsuńEtat sztabu dywizji to 130 żołnierzy. Skąd Ci się zwięło 1,5 tys.?
UsuńA takie coś jak batalion dowodzenia dywizji?
UsuńCo za belkot. Czlowieku czy ty masz elementarne pojecie o dzialaniu sil zbrojnych na wspolczesnym polu walki? To co sie dzieje z obecnym wojskiem to nie jest zaden spisek tylko prywata generalow i pulkownikow ktorym dupy szkoda na wygodnych stanowiskach. Dlatego wciaz mamy 13 nieukompletowanych brygad w kraju 36-milionowym gdy 60 milionowe kraje w Europie maja po 6-8. Glupota i chciwosc a nie "wzgledy operacyjne i strategiczne" powoduja ze Polska militarnie lezy i kwiczy.
OdpowiedzUsuńAgentem wplywu to sa tacy ludzie jak ty z tym ze bardziej na zasadach wolontariatu - jako pozyteczni idioci - bo placic takiemu to strata srodkow.
Zeby cos zrobic w Polskim wojsku - nawet przy glupich i skorumpowanych politykach ktorzy robia biznesy na zbrojeniowych fiaskach i zakupach z narzutem 500% (JASM, rakiety przeciwokretowe etc) - trzeba wywalic 75% generalow (mamy 100 powinnismy miec maksymalnie 25) i 75% pulkownikow (mamy 1500, powinnismy miec moze 400). Zwolni sie miejsce na gorze po bezmyslnych debilach ktorzy pracuja na zdrade stanu jak w 1939 to sie nagle okaze ze i w tak dziadowskim wojsku jak Polskie cos mozna zorganizowac co dziala.
UsuńSłużąc zauważyłem, że każdy dowódca JW, batalionu, kompanii itd. chce mieć pod komendą wyszkolonych żołnierzy, zdolnych i ambitnych (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), ale jak coś się sypie, np. jakiś oficer nie nadążą... Każde ćwiczenie, inspekcję zalicza z wielkim trudem na ocenę dostateczna lub zawala kontrolę, to "zaczyna się rozgrywka szachowa". Co z takim zrobić? I kadrowcy proponują: wyślemy go na akademię... Problem z głowy a przy odrobinie szczęścia po tych studiach może do nas nie wróci... I najczęściej nie wraca, ale za to wpada taki absolwent w maszynkę awansową i zaczyna robić karierę... Proszę tego nie traktować w ten sposób, że każdy generał, to były nieudolny dowódca plutonu, czy kompanii - o nie. Ale niestety wiele takich przypadków znam, o wielu słyszałem. Dlaczego o tym piszę? Staram się uzasadnić powyższe głosy niezadowolenia z permanentnej restrukturyzacji Sił Zbrojnych RP prowadzonej przez, np.: lekarza psychiatrę i innych zasłużonych członków AWS, SLD, PSL, PO a teraz PiSu. Niestety prawdziwi zdolni oficerowie zostają w JW - linii. W wysokich sztabach ich nie ma, albo jest bardzo, bardzo mało w wyniku powyższej "polityki" kadrowej. Nic nie da modernizacja techniczna wojska, jak nie zmieni się pragmatyka kadrowa i nie zapadną ostateczne decyzje. Nie można bez przerwy modernizować koncepcji, planów itd. Potrzebna jest decyzja i później jej systematyczna realizacja oraz ocena wykonania (np. po 10 latach). Życzę sukcesów i żołnierskiego szczęścia Panowie Oficerowie.
OdpowiedzUsuń...Każde ćwiczenie, inspekcję zalicza z wielkim trudem na ocenę dostateczna lub zawala kontrolę, to "zaczyna się rozgrywka szachowa". Co z takim zrobić? I kadrowcy proponują: wyślemy go na akademię... Problem z głowy a przy odrobinie szczęścia po tych studiach może do nas nie wróci...
OdpowiedzUsuńFaktycznie kiedyś tak bywało. Ale teraz już nie bo często żeby zostać ppor-em to trzeba nieć "wujka generała".
Natomiast degradacja armii to nie jest "zasługa" Donalda Tuska i PO.
Proces ten rozpoczął się pod koniec lat 80-tych.
1989
żołnierze ok. 347 tys. .
czołgi 2 448
2013
żołnierze ok. 100 tys.
czołgi 680
Dlatego wycieczki pod adresem polityków to owszem ale pretensje trzeba miec do wszystkich.