"Zaciągnij się. Do wojska...
Jacek Kowalski
22.09.2008 , aktualizacja: 22.09.2008 15:42
- Polska armia liczy teraz około 124 800 żołnierzy - mówi płk Cezary Siemion, dyrektor Departamentu Prasowo-Informacyjnego MON. (...) A jak ma być po 2009 r.? - Chcielibyśmy, aby docelowo w wojsku polskim służyło 120 tys. żołnierzy. Z czego - jak planuje ministerstwo - 110 tys. to byliby żołnierze zawodowi, już nie z poboru, a pozostałych 10 tys. to byłyby tzw. Narodowe Siły Zbrojne. Czyli... - Byłaby to ochotnicza służba utrzymywana w rezerwie. Przydawałaby się na potrzeby reagowania kryzysowego, jak również dla wzmocnienia jednostek wojskowych w czasie wojny. Służba ta byłaby odbywana na podstawie kontraktów, głównie przez żołnierzy zwolnionych z czynnej służby wojskowej."
Takie były początkowe założenia armii zawodowej i NSR.
Pomijając pomyłkę w nazwie NSR, jako zupełnie nieistotną, zwróćmy uwagę na tekst pogrubiony. Mowa była o 110 tysiącach etatów żołnierzy zawodowych. Obecnie armia liczy tylko 100 tysięcy żołnierzy zawodowych (teoretycznie bo w rzeczywistości trochę mniej). Razem z NSR zaś, mowa była o 120 tysiącach. Jest to również obecnie obowiązująca liczba etatów łącznie z NSR, jednak zmieniła się liczba żołnierzy zawodowych. Ubyło ich 10 tysięcy w stosunku do planów początkowych. Za to NSR urosło "aż" do 20 tysięcy. Niestety tylko teoretycznie. W rzeczywistości NSR liczy tylko 10 tysięcy rezerwistów, czyli "pozostało" takie jak planowano pierwotnie, i wciąż nie może osiągnąć zakładanych 20 tysięcy z powodu niezrozumiałych "trudności obiektywnych". Jest to tym bardziej dziwne, że zgłaszających się do służby jest ciągle bardzo dużo (na przykład w poznańskim WKU, 40 na 1 miejsce).
Początkowe plany rządu związane z uzawodowieniem zakładały zresztą jeszcze wyższą liczbę żołnierzy - 120 tysięcy zawodowych i 30 tysięcy NSR. Niestety był to rząd PiS który podał się do dymisji w związku z utratą większości w sejmie. Jego następcy zaś za wszelką cenę chcieli te plany przelicytować w dół, kierując się wyłącznie tanim populizmem.
W sumie mamy więc mniej niż 110 tysięcy żołnierzy-ochotników łącznie z NSR. Dlaczego tak się stało? Ano tak zdecydowali spece od PR rządu Donalda Tuska. Wyliczenia specjalistów Sztabu Generalnego zostały wyrzucone do kosza bo liczba 100 tysięcy łatwiej wpada w ucho wyborcom. Jest w związku z tym lepsza jako slogan propagandowy niż liczba 110 tysięcy. Ot i cała tajemnica. A to że 110 tysięcy było potrzebne do sprawnego działania jednostek wojskowych? - Kogo to w rządzie PO-PSL obchodziło i obchodzi?! Ktoś znający historię, jak na przykład magister historii Tusk, mógłby oprócz tego, w tej liczbie widzieć jeszcze analogię do 100 tysięcznej zawodowej Reichswery jaką wolno było mieć Niemcom po klęsce w 1918 roku. Ale oczywiście, to byłyby "odmęty szaleństwa" a nie na przykład celowo utkany symbol, by stał się powodem do kpin z Polski na światowych salonach i wskazywał "kto tu rządzi" oraz jaki jest status Polski.
Dziś, przez takie rządy PR-owców, ciągle są problemy z brakami kadrowymi jednostek i to nie tylko na wschodzie kraju. Nie ma skąd brać żołnierzy do rozwijanej 34 Brygady Pancernej z Żagania, więc oddelegowało się ich z pobliskiego Świętoszowa, z 10 Brygady Kawalerii Pancernej. A że w ten sposób zdolność bojową straciła 10 Brygada a 34 de facto jej nie uzyska, to znowu, w odpowiedzi słychać tylko starą śpiewkę PR-owców Tuska "Polacy, nic się nie stało".
Najlepiej mieć monopol w mediach i udawać że nic się nie stało, zamieść pod dywan, albo jak ostatnio gen. Gocuł w wywiadzie dla Gazety Wyborczej, wprost nawoływać do karania za wypowiadanie niewygodnych opinii. Ten wywiad jest zresztą na tyle kuriozalny że zasługuje na osobne omówienie. Pan Gocuł groził w nim Rosji (choć nie wymienił jej z nazwy ale adresat jest oczywisty), za ewentualne wejście "zielonych ludzików" do Polski, odwetem w postaci ataku pociskami JASSM na Kreml. Czy może być lepszy dowód politycznej głupoty i strategicznej nieodpowiedzialności? Co pan Gocuł chciał tą pogróżką osiągnąć? Chyba tylko wstrzymanie przez USA podpisania umowy na dostawę tych pocisków. Pan Gocuł powinien się przyjrzeć jak ostrożnie obchodzą się z Rosją mocarstwa takie jak USA, czy Francja a z wywiadami dla prasy więcej by nie wychodził. Czy pan Gocuł pomyślał jaki byłby następny krok Rosji? Raczej nie, co dowodzi że zupełnie nie nadaje się na swoje stanowisko. A jeżeli pomyślał, to tym bardziej.
Innym problemem NSR jest brak chętnych do służby wśród żołnierzy którzy odbyli służbę czynną. Wynika to z niskich wynagrodzeń i zbyt niskiej częstotliwości ich wypłacania. W tej chwili rezerwiści ochotnicy dostają pieniądze wyłącznie za odbyte ćwiczenia a nie za pozostawanie w gotowości tak, jak to jest w renomowanych armiach naszych sojuszników. Z kolei duża liczba ochotników bez przeszkolenia zgłaszających się do WKU jest odsyłana z kwitkiem bo MON przyjął zbyt ograniczone limity przeszkalania w służbie przygotowawczej. Wszystko z powodu fatalnej liczby 100 tysięcy którą zauroczył się rząd. Na dłuższą metę będzie to skutkować katastrofalnym spadkiem liczby przeszkolonych rezerwistów.
Niestety próby rozwiązania problemów z NSR nie napawają optymizmem. Grupa generała Packa przygotowała projekt utworzenia z NSR batalionów wojewódzkich OT. Jest to jeszcze bardziej szkodliwy pomysł niż to co jest dziś. Takie bataliony potrzebują bowiem oddelegowania żołnierzy zawodowych do dowodzenia nimi. Spowoduje to więc jeszcze większe braki kadrowe. Doprawdy nie potrzeba rosyjskich "zielonych ludzików" żeby położyć nasz kraj na łopatki. - Wystarczą ci, co nami rządzą. Tylko "JASSMów" na nich niestety ciągle nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz