Polska zachowała wydatki obronne na poziomie 1,95% PKB w ostatnim dziesięcioleciu, co jest absolutnym minimum dla narodu pod zagrożeniem. Jednak z długiem publicznym 49,9% PKB i deficytem budżetowym w wysokości 2,9%, Polska ma mało miejsca na zwiększenie wydatków na obronę w krótkim okresie czasu, szczególnie, że jest zmuszona wymyślonym przez Niemców programem konwergencji UE do utrzymania deficytu budżetowego trwale poniżej 3%. Na szczęście, polska gospodarka rośnie i rośnie: w 2015 roku wzrośnie o co najmniej 3,2%, umożliwiając Polsce wydanie dodatkowych 350 mln € na obronę w 2016 roku bez zwiększania deficytu budżetowego. Jednak Polska powinna wydawać jeszcze więcej: podniesienie podatku dochodowego o 2% do 21% zapewni Polsce dodatkowe 900 mln € rocznie na obronę, przy zachowaniu najniższej stawki podatku od osób prawnych (i dochodów) wśród sześciu wielkich narodów Unii Europejskiej.
Polska jest państwem europejskim najbardziej zagrożonym zniszczeniem przez Rosję, a jednak Polska nie jest jeszcze w pełni przygotowana do obrony przed takim losem. Mimo, że żaden inny europejski naród oprócz Grecji nie ma tak potężnych wojsk pancernych i zmechanizowanych, jak Polska, ani inny naród prócz Turcji nie kupuje tyle nowoczesnej broni, nadal istnieją w Polsce luki w zakresie zdolności wojskowych, które muszą zostać zamknięte jak najszybciej.
Najpilniej, polska armia potrzebuje nowoczesnego rakietowego systemu obrony powietrznej dalekiego zasięgu z możliwością niszczenia rakiet balistycznych. Wspaniale że armia chce w ramach już uruchomionego programu Wisła kupić albo amerykański MIM-104 Patriot lub włosko-francuski system SAMP/T. SAMP/T jest systemem o większych możliwościach, ale kupując system MIM-104 Patriot Polska zdobędzie punkty u amerykańskich polityków. Obecnie amerykańskie Patrioty są obecne w Polsce, a więc zakładam, że Polska będzie kupować system amerykański, także dlatego, że Francja wychodzi jako mniej wiarygodna, patrząc na (na szczęście odroczoną) wątpliwą decyzję dostarczenia dwóch okrętów desantowych klasy Mistral dla Rosji, których jedynym celem, teraz po zajęciu Krymu, jest ułatwienie rosyjskiej okupacji Gotlandii.
Oprócz programu Wisła, armia polska prowadzi również program Narew zakupu systemu rakiet przeciwlotniczych do obrony swoich brygad pancernych i program Homar stworzenia nowego rodzimego systemu artylerii rakietowej na podstawie amerykańskiego systemu wieloprowadnicowej wyrzutni rakiet HIMARS i amerykańskiego pocisku MGM-140 ATACMS. Z chwilą wejścia Homara do służby, Polska będzie mogła uderzyć w rosyjskie przeciwlotnicze systemy rakietowe, centra dowodzenia, systemy rakiet balistycznych i inne cele wysokiej wartości 300 km wgłąb terytorium wroga. Finlandia chciała zakupić MGM-140 ATACMS dla systemów M270 MLRS, ale anulowała transakcję pod naciskiem Rosji w marcu 2014 roku. Ogromne naciski i mnóstwo gróźb jakie Rosja rozpętała wobec Finlandii pokazują, że rosyjscy generałowie niczego bardziej się nie boją niż precyzyjnych pocisków kierowanych, które mogą zniszczyć rosyjskie systemy przeciwlotnicze S-300 i tym samym otworzyć drogę do unicestwienia rosyjskich sił lądowych przez zachodnie lotnictwo. [Tu warto przypomnieć że polski program Homar też ma bardzo dziwną historię: przez wiele lat, pomimo formalnego istnienia w PMT, był i jest nadal dotknięty dziwną niemocą decyzyjną MON].
Ale armia polska nadal błyszczy w Europie, jeśli chodzi o przygotowanie się do wojny: już kupiła prawie 2700 izraelskich ppk Spike, ma zamiar wprowadzić nowoczesne karabinki MSBS, zamówiła 997 kto Rosomak, zamówiła radary artyleryjskie Liwiec, zaczyna produkcję haubicy samobieżnej Krab dla swoich brygad pancernych wzdłuż granicy Obwodu Kaliningradzkiego [w rzeczywistości "Kraby" mają wejść na wyposażenie pułków artylerii] i dodaje personel rezerwowy w celu wzmocnienia swoich wojsk.
Ale pewne luki w wyposażeniu armii pozostają: po pierwsze, niezbyt nowoczesne są czołgi, a plan wprowadzenia polsko-brytyjskiego czołgu PL-01 w 2018 jest zbyt późny. Produkcję opartego na podwoziu szwedzkiego CV-90, PL-01 można wprowadzić szybciej ponieważ polskie brygady zmechanizowane rozpaczliwie potrzebują nowoczesnego gąsienicowego bojowego wozu piechoty aby wymienić przestarzałego BWP-1. Polska powinna albo kupić licencję do produkcji szwedzkiego CV-90, lub opracować wariant bwp na podwoziu PL-01. Aby chronić swoje czołgi i bwp od przeciwpancernych pocisków kierowanych, Polska powinna na licencji Izraela kupić system aktywnej obrony Trophy, który automatycznie rozpoznaje i niszczy nadlatujące pociski. Wyposażony w układ Trophy i 120mm armatę, PL-01 będzie mógł łatwo pokonać rosyjskie czołgi. W tym samym czasie produkcja haubic samobieżnych Krab musi być przyspieszona i rozszerzona z 72 do 240 haubic aby wyposażyć wszystkie brygady zmechanizowane i pancerne w Polsce. W ubiegłym roku polska armia rozpoczęła program Kruk, zakupu 30 nowoczesnych śmigłowców uderzeniowych [dostawy przewidziane są dopiero od 2019 roku]. Najprawdopodobniej Polska będzie kupować włoskie śmigłowce Mangusta A129 zaprojektowane przez AgustaWestland, które mogą być montowane w zakładzie Agusta PZL-Świdnik. Ale 30 helikopterów nie wystarczy. Polska powinna kupić co najmniej 48.
Polska Marynarka Wojenna ma również plany zakupów sprzętu i poprawienie swoich możliwości. Ostatnio nabyła w Norwegii pociski NSM dla Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego. W tym roku Polska chce ogłosić przetarg na zakup trzech okrętów podwodnych zdolnych do wystrzeliwania rakiet cruise i zwróciła się do rządu amerykańskiego o zezwolenia na nabycie pocisków Tomahawk. Jednak obecny plan Polski zakupu zaledwie sześciu śmigłowców zwalczania okrętów podwodnych jest znacznie poniżej tego, co jest rzeczywiście potrzebne. Przy rosyjskich okrętach podwodnych, których roje mogą pojawić się na Bałtyku w czasie wojny, Polska będzie musiała mieć co najmniej 12 śmigłowców zwalczania okrętów podwodnych.
W przyszłej wojnie z Rosją, polska Marynarka Wojenna będzie miała trzy główne zadania: bronić polskiego wybrzeża przed lądowaniem sił desantowych Rosji, niszczyć rosyjskie okręty podwodne i nawodne blokujące wybrzeże Polski i niszczyć niemiecko-rosyjski gazociąg North Stream. Polska marynarka jest odpowiednio przygotowana do tych wszystkich trzech zadań, chociaż zastąpienie jej dwóch starzejących się zbudowanych w Ameryce fregat klasy Oliver Hazard Perry dwoma nowoczesnymi fregatami obrony powietrznej znacznie poprawiłoby zdolność Polski do przeciwstawienia się rosyjskiej przewadze powietrznej na Morzu Bałtyckim. Hiszpania (klasa Alvaro de Bazan), Niemcy (klasa Sachsen), Holandia (klasa De Zeven Provinciën) i Dania (klasa Iver Huitfeldt) obecnie budują fregaty uzbrojone w amerykańskie pociski RIM-66M-5, RIM-161D, RIM-162 Evolved Sea Sparrow i RIM-174 Standard ERAM typu powierzchnia-powietrze, które dają tym fregatom możliwości obrony przed pociskami przeciwokrętowymi i rakietami balistycznymi w promieniu 240 km. Dodatkowo, wszystkie z tych fregat są w stanie strzelać pociskami cruise typu Tomahawk do celów lądowych odległych o 1700 km od okrętu.
Polskie Siły Powietrzne najbardziej obecnie potrzebują inwestycji. Samoloty szturmowe Su-22 to latające śmieci, które zostały wysłane na emeryturę prawie wszędzie. Podobnie polskie MiG-29 będą musiały zostać zastąpione bardziej nowoczesnym myśliwcem w najbliższych latach. Ponieważ Polska już posiada 48 amerykańskich F-16C/D Block 52+, mądrze byłoby zastąpić Su-22, o ile to możliwe, przez 48 o wiele bardziej wszechstronnych F-16E/F Block 60. Wariant Block 60 posiada nie tylko mocniejszy silnik, większą pojemność zbiorników paliwa, lepszą awionikę ale i więcej punktów do podwieszenia broni, niż starsze warianty F 16. Posiada także zintegrowany pokładowy system wskazywania celów AN/ASQ-32 IFTS oraz radar z aktywnym skanowaniem elektronicznym (AESA) AN/APG-80, które mogą wyszukiwać, śledzić i kierować ogień na różne cele w powietrzu i na ziemi jednocześnie. Zakup następnych F-16 spowoduje obniżenie kosztów utrzymania i szkolenia dla sił powietrznych w Polsce.
Polska już zdobyła dużą liczbę pocisków i bomb do swoich myśliwców F-16, w tym AIM-120C-5 AMRAAM powietrze-powietrze i pociski powietrze-ziemia AGM-65G Maverick. 40 pocisków cruise AGM-158 JASSM, zostanie dostarczone w 2016 roku. Co ciekawe, Polska nie ma ani pocisków przeciwradarowych ani [lotniczych] rakiet przeciw okrętom w swoim arsenale, chociaż jej F-16 mogą używać pociski przeciwokrętowe AGM-84 Harpoon. Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że Polska nie ma w swoim wyposażeniu zaawansowanych bezzałogowych statków powietrznych (BSL). Tutaj również Polska będzie musiała zainwestować, aby zapewnić swoim dowódcom na pierwszej linii opcję rozpoznania w czasie rzeczywistym, którą może zapewnić na przykład izraelski Hermes 450 lub Hermes 900.
Jeśli znajdą się fundusze w kolejnych latach, Polska powinna również uzyskać samoloty AWACS. Jeśli Szwecja zgodzi się podzielić produkcją z Polską, to Saab 340 AEW&C zapewni Polskim Siłom Powietrznym sprawdzone rozwiązania do dowodzenia i kontroli pola walki z powietrza. Alternatywnie, Polska może pozyskać hiszpański-izraelskie CASA C-295 AEW, które dobrze pasują do istniejącej floty 16 polskich taktycznych samolotów transportowych CASA C-295.
Na zakończenie omawiania polskich Sił Powietrznych autor chwali je dla dwóch świetnych jego zdaniem decyzji: po pierwsze za zakup najlepszych na rynku, włoskich samolotów szkolno-treningowych Aermacchi M-346, po drugie za to, że wszystkie bazy lotnicze, z wyjątkiem 22 BLT w Malborku, znajdują się poza zasięgiem rosyjskich systemów S-300 w Kaliningradzie. Najwyraźniej ktoś był świadomy skutków ewentualnej wojny z Rosją przy podejmowaniu decyzji o oparciu polskich skrzydeł sił powietrznych.
Dyslokacja głównych jednostek.
Tego samego nie można powiedzieć o polskich Wojskach Lądowych. W czasie zimnej wojny 37% Armii Włoch stacjonowało do 100 km od granicy włosko-jugosłowiańskiej, a kolejne 40% tuż za nimi dla pokrycia skrzydeł i jako odwód. Tylko 23% Armii Włoch miało bazy na południe od Bolonii. Dziś 43% polskiej armii ma bazy wzdłuż granicy z Niemcami, a dalsze 25% bazuje na południu i w centrum kraju. Tylko 24% swoich sił Polska ma w garnizonach przy granicy z Kaliningradem. To za mało, zwłaszcza że siły stojące naprzeciw Kaliningradu mają niezabezpieczoną prawą flankę, szeroką na 250 km. Przejawem nieodpowiedzialności jest, że Polska ma tylko jeden pułk rozpoznawczy do pokrycia 250 km granicy z zależną od Rosji Białorusią. To jest zaledwie dwóch żołnierzy na km.
Gdy Putin powiedział, że jego armia może być w Warszawie w ciągu dwóch dni, miał on na myśli właśnie tę otwartą flankę: Podczas wspólnych rosyjsko-białoruskich ćwiczeń wojskowych dwie rosyjskie brygady strzelców zmotoryzowanych mogły przejechać przez polską granicę i nie miały nic na swojej drodze, aż do Warszawy. W najczarniejszym scenriuszu, będą to połączone 6 i 11 białoruskie brygady zmechanizowane. Odległość między granicą a Warszawą to tylko 180 km, co oznacza, że Rosjanie mogą być tam w cztery godziny. Tylko 1 "Warszawska" Brygada Pancerna [pancerna tylko z nazwy dodajmy] znajdująca się w pobliżu Warszawy [w rzeczywistości w pobliżu Warszawy stacjonuje tylko batalion czołgów, pozostałe 2 bataliony zmechanizowane tej brygady znajdują się w odległości ponad 200 km - w Zamościu i Chełmie, a więc dalej niż jednostki Białoruskie] może bronić miasta; to znaczy, jeśli brygada jest nawet w Warszawie, a obecnie jest ona przypisana jako odwód dywizji stojącej naprzeciw sił rosyjskich w Kaliningradzie i może nie być nawet w stolicy Polski, kiedy wojska rosyjskie ją zajmą.
Polska zakłada, że będzie miała wystarczająco dużo czasu, aby przemieścić swoje brygady z zachodu kraju na wschód, gdy będą potrzebne, ale zapewniam: nie będzie czasu! I zanim Polska w końcu wprawi w ruch swoje jednostki, rosyjskie siły specjalne już wysadzą w powietrze wszystkie mosty kolejowe w Polsce Zachodniej. Wraz z przerwaniem linii kolejowych, Polska będzie musiała transportować na wschód swoje ciężkie wozy bojowe na naczepach samochodowych. Jednak Polska, podobnie jak wszystkie inne narody europejskie, była bardzo skąpa kupując ciężkie pojazdy transportowe i może transportować tylko jeden batalion w tym samym czasie. Przetransportowanie batalionu czołgów na wschód to 800 km w obie strony pod rosyjskim ogniem, co oznacza, że większość polskiej armii nie dotrze na front, zanim Polska się podda.
Dlatego Polska powinna dążyć, aby przenieść swoje dwie najsilniejsze brygady, a mianowicie 10 i 34 brygady pancerne na wschód, gdzie z 1 "Warszawską" Brygadą Pancerną powinny tworzyć nową dywizję, która będzie działała jako bastion przeciwko rosyjskiemu atakowi z Białorusi. Ponadto, Polska powinna sformować dwie nowe brygady. Obecnie Polska ma 312 czynnych żołnierzy na 100000 mieszkańców, jest to liczba zbyt niska: Stany Zjednoczone mają 425 czynnych żołnierzy na 100000 obywateli, Norwegia 476 , Izrael 2142. Polska będzie musiała zwiększyć swoje siły zbrojne o 35000 żołnierzy, jeśli chce wyrównać poziom z Finlandią (402 żołnierzy na 100000 mieszkańców) lub podnieść swoje siły o 41000 żołnierzy, aby osiągnąć poziom Estonii (418 żołnierzy). To jest jednak zbyt wiele; wystarczy dodać kolejną brygadę wyposażoną w KTO Rosomak i brygadę zmechanizowaną z czołgami i gąsienicowymi bwp, co byłoby wystarczające do obrony Polski i wsparcia krajów bałtyckich.
Podsumowując sytuację Polski: w przeciwieństwie do Szwecji, która posiada pieniądze i technologię, ale brakuje jej woli walki, Polsce brakuje pieniędzy i technologii, ale jej mieszkańcy mają tyle ducha wolności i tyle woli oporu Rosji, że dzisiaj Polska jest najsilniejszym, najbardziej szczerym i najbardziej godnym podziwu narodem na naszym kontynencie. Niech Bóg błogosławi Polskę i Polaków!
Ze spostrzeżeń jakie mogą nasuwać się po lekturze artykułu, jako pierwsze, zwraca uwagę brak silnego sprzeciwu Rosji wobec planów MON zakupu pocisków ATACMS i Tomahawk. Plany te co prawda są jeszcze dalekim mirażem na horyzoncie, ale w porównaniu ze sprzeciwem wobec Finlanii, Rosja zachowuje się tu dziwnie cicho. Równie dziwne jest nienaturalne nagłaśnianie przez rząd Polski tych spraw, zwłaszcza na tle bardzo mizernych działań praktycznych. Przy zakupach ważnych systemów uzbrojenia, normą jest prowadzenie tych spraw w tajemnicy a przynajmniej daleko posuniętej dyskrecji. Tymczasem w Polsce nie ma dnia żeby prorządowe media nie trąbiły po raz setny tych samych sloganów o programie modernizacji i zakupach rakiet. Biorąc pod uwagę jakie figury personalnie tworzą ten rząd i to że te figury jeszcze niedawno chciały budować sojusz z Rosją, nasuwają się niewesołe wnioski.
Znana jest rosyjska teoria deeskalacji. W skrócie chodzi o to, że rosyjskie siły konwencjonalne są zbyt słabe żeby wygrać w wojnie konwencjonalnej z NATO. Rosja musi więc prowadzić odbudowę imperium połykając sąsiednie kraje małymi kąskami. Zabezpieczeniem przed reakcją zachodu mają być, oprócz działania agentury wpływu, uderzenia deeskalujące, czyli jedno - dwa uderzenia jądrowe małej mocy na kraj nie posiadający broni jądrowej, na przykład któryś z nowych członków UE lub NATO. Rosja pamięta jak USA zakończyły II Wojnę Światową - uderzeniami jądrowymi na Japonię. Kto wie, czy w głowach wiecznie patrzących na USA kremlowskich imperialistów z kompleksem niższości który za wszelką cenę chcą wyleczyć, nie wylęgło się coś podobnego. Polska jest tym krajem w NATO, który ma jako pierwszy udzielić dużej pomocy zaatakowanym krajom bałtyckim. Wyobraźmy sobie jakie skutki mógłby mieć rosyjski ograniczony atak jądrowy na Polskę. Tylko 2 uderzenia. W jednej chwili zmieniłaby się sytuacja geopolityczna w Europie a nawet na całym świecie. USA wcieliłyby w życie plan wycofania sił z krajów bałtyckich i Polski przećwiczony niedawno pod kryptonimem Dragoon Ride. Pojawiłoby się wiele nowych krajów neutralnych, rosyjska strefa wpływów urosłaby niepomiernie. Poza nią pozostałyby prawdopodobnie tylko stare kraje NATO. Oczywiście taki atak musiałby zostać dostatecznie uzasadniony propagandowo. I tu działania medialne naszych WSI-owych POlityków znajdują logiczne wytłumaczenie: Polska zbrojąc się w rakiety, szykowała atak na rosyjskie miasta, więc nie pozostało nic innego jak wyprzedzić jej działania uderzając w mózg i rękę wyciągającą się po szablę... Warto porównać to pobrzękiwanie (nieistniejącą jeszcze) szabelką z ostrożnością takich krajów jak Finlandia czy nawet USA.
Zamiast rozwijać zdolności obrony terytorium, rząd Polski ogłasza rozwijanie zdolności głębokich uderzeń strategicznych. Dziwne tylko że wcześniej pozbył się zapasów wzbogaconego uranu stanowiących nieodzowny element strategii odstraszania. Równocześnie likwidowane są wszystkie zapasy min przeciwpiechotnych, zlikwidowano jednostki na wschodzie, nie kupuje się nowych, jakże potrzebnych zestawów przeciwpancernych. Choć wystarczyłoby powiększyć armię o kilka dobrze uzbrojonych brygad, próbuje się łatać braki przez tworzenie prywatnych i samorządowych formacji rezerwowych. Brylują w tym były oficer WSW i generał-teoretyk po Woroszyłówce zwany "szogunem" choć bardziej pasowałoby "murgrabia" (ten z filmu o Janosiku, który zawsze miał plan prowadzący do porażki). Nie trzeba przypominać czym może skończyć się hodowanie samozwańczych bojców, wystarczy popatrzeć na Donbas. Jako alternatywę media wskazują utopijną i niebezpieczną ideę masowej OT proponowaną przez Romualda Szeremietiewa. Tutaj również zagrożeniem jest tworzenie niezdyscyplinowanych zbrojnych ugrupowań, które mogą odmówić lojalności Warszawie przy korupcji, słabości systemu prawnego i skłóceniu politycznym kraju. Jest to inna droga do tego samego celu którym jest terytorialny rozpad kraju. Wszystko to jest dowodem że niepodległość już dawno utraciliśmy, teraz tylko idzie rozgrywka o to, jak i przez kogo zostaniemy skonsumowani.
Najlepsze co mamy w Wojskach Lądowych chroni nie Warszawę, a Niemcy. Brakuje im pieniędzy na armię, więc znaleźli frajerów, którzy będą im utrzymywać dodatkowych kilka batalionów czołgów i jeszcze będą się z tego cieszyć. Tak wygląda "wspólna, europejska armia", o której się teraz dużo mówi, w praktyce.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że autor artykułu nie się zastanowił po co Rosji podbijanie Polski? Jaki będzie miała z tego pożytek? Celów politycznych nie widzę żadnych, gospodarczych jeszcze mniej, a wojna to przedłużenie polityki, a nie cel sam w sobie, o czym nie pamiętają rusofoby. Jeśli chodzi o suwerenność Polski prędzej bym się obawiał Niemiec i USA niż Rosji.
OdpowiedzUsuńTak, USA wrogiem Polski, dziwne że nie napisałeś nic o Żydach i agentach Watykanu, to przecież podstawa w waszej propagandzie. Zagarnięcie Polski zwiększyłoby PKB Rosji o 1/3, nie mówiąc o korzyściach terytorialnych. Życzę Rosji i Rosjanom jak najszybszego powrotu do cywilizacji i żeby ten nawrót stalinizmu w wersji Putina nie potrwał długo.
UsuńWrogiem jest każdy, kto w Polsce chce realizować swoje interesy wbrew interesowi obywateli RP. Twierdzenie, że takich interesów nie mają w Polsce USA, Żydzi czy Watykan jest naiwną głupotą. Takie interesy będzie miał każdy, kto nie napotka oporu.
UsuńSame tylko amerykańskie banki, zadłużające Polskę poprzez skorumpowanych przez siebie polityków, pustoszą Polskę realnie - odsetkami idącymi w dziesiątki miliardów rocznie - bardziej od wydumanego ataku ruskich czołgów.
W polskiej armii snuje się tylko plany z których do tej pory nic nie wyszło jeśli nie przyjdzie do MON twarda i konkretna osoba która załatwi te wszystkie plany oczywiście ponad podziałami politycznymi , Polskę stać na silną armię tylko trzeba działać a nie tylko się chwalić co to nie kupimy
OdpowiedzUsuń