12 paź 2015

Z cyklu: zasady sztuki wojennej

Punkt 5. - zaskoczenie :)


Nowemu szefowi MON ad memoriam

Nowemu ministrowi obrony, jeszcze zanim zacznie urzędowanie, przydałoby się przeczytać i zapamiętać te kilka nieśmiertelnych zasad obowiązujących i nauczanych we wszystkich armiach świata (co najwyżej czasem jest ich trochę więcej lub trochę mniej albo uszeregowane są w różnej kolejności):
- celowość działań
- jedność dowodzenia
- morale
- aktywność
- zaskoczenie
- manewrowość
- skupienie wysiłku
- ekonomia sił
- prostota
- elastyczność.
To mu się przyda także w jego pracy.

Może nie popełni wtedy głupstwa do jakiego namawia na przykład Romuald Szeremietiew - i nie rozproszy wysiłku obronnego równomiernie na cały obszar kraju, formując już w czasie pokoju statyczne jednostki Obrony Terytorialnej, czyli "linię Maginota w każdej wsi". Romuald Szeremietiew, obojętne, czy jest ruskim agentem, czy zwykłym idiotą, swoim pomysłem łamie równocześnie kilka zasad sztuki wojennej (gdzie aktywność?! gdzie manewrowość?! gdzie skupienie wysiłku?! gdzie ekonomia sił?! gdzie elastyczność?!). Chce zrobić to, przed czym przestrzegał już generał Patton, mówiąc że "fortyfikacje to pomniki głupoty". Manewrowość głupcze! Jeszcze w latach 1980 urządzono pokaz w czasie którego polski Su-22 rozwalił jedną bombą betonowy bunkier o stropie grubym na 6 metrów. Pytam pana Szeremietiewa ile milionów chce wydać na budowę tych bunkrów dla "co najmniej" kilkuset powiatowych batalionów i kompanii OT? O "gminnych" kompaniach i plutonach już nawet nie wspominam bo to zupełny odlot. Każda kompania to co najmniej kilka takich bunkrów. Kilkaset powiatów, to kilka tysięcy bunkrów. Większość z nich będzie bezużyteczna bo nie będą położone na trasie z Brześcia do Warszawy lub w rejonie Suwałk. Jaki sens ma tego rodzaju rozproszona obrona? Może ktoś myśli że po utracie stolicy, rząd przeniesie się do Pcimia Dolnego albo Szumiradu? To nic nie da, wystarczy posłać tam kilka bomb lub rakiet, a w Warszawie, mniej lub bardziej spontanicznie, powstanie rząd kolaborantów. Rozproszone siły przeciwnik będzie bił kolejno. Rejony o mniejszym znaczeniu wystarczy izolować siłami wojsk MSW Rosji lub porazić artylerią.

Pomijam już taką drobnostkę jak silne dążenie UE do regionalizacji i zaniku państw narodowych, co przy "obywatelskiej OT" oznacza tworzenie armii dla separatystów za pieniądze MON. Niestety również PO włazi na tę minę planując tworzenie pododdziałów OT opartych częściowo na samorodnych organizacjach paramilitarnych. Żołnierzy musi łączyć więź jaką daje jednolite dla wszystkich szkolenie unitarne. Pomysł żeby oprzeć obronę na "samoszkolących się" ASGejach, grupach rekonstrukcyjnych i strażakach z OSP, sponsorowanych przez prywatnych biznesmenów lub samorządy, mógł przyjść do głowy tylko wariatowi lub zdrajcy. Pan Szeremietiew bredzi twierdząc że po zbudowaniu jego OT Polska będzie tak groźna, że żaden wróg nie waży się jej zaatakować bo jak zaatakuje to ugrzęźnie i będzie musiał się z okupacji wycofać. Nie odrobił lekcji Afganistanu - tam każdy miał karabin a mimo to, ten górzysty kraj uległ dwóm najazdom w ciągu 25 lat. Tym bardziej równinna Polska nie odstraszy agresora obroną terytorialną. Partyzantka to najkosztowniejszy rodzaj obrony, znacznie droższy niż broń jądrowa której tak nie chce pan Szeremietiew, a przy tym nieskuteczny, bo wcale nie chroni przed najazdem. Armia szwajcarska na którą powołuje się Szeremietiew, ma strukturę taką samą jak armie regularne, z lotnictwem i czołgami, fortyfikacje są tylko jej uzupełnieniem.

OT jest potrzebna, nawet niezbędna w czasie wojny, ale jako uzupełnienie wojsk operacyjnych, przeznaczone do działań pomocniczych: obrony i ochrony infrastruktury krytycznej, obrony na kierunkach biernych, działań przeciwdywersyjnych, w obronie zawsze we współdziałaniu z wojskami operacyjnymi. Jak to już dawno obliczono, do ochrony infrastruktury krytycznej potrzeba około 50 tysięcy żołnierzy. Ale robienie z niej podstawy odstraszania przez tworzenie masowej, milionowej formacji, to głupota. Głupota która może nas drogo kosztować. Tworzenie masowej OT ma sens tylko w jednym przypadku: kiedy mamy pewność że za chwilę nastąpi zmasowana inwazja wojsk przeciwnika na cały kraj a nie dysponujemy żadną inną bronią lub rozwiązaniem obronnym które można wdrożyć w krótkim czasie. Takiego zagrożenia jednak obecnie i w najbliższym czasie nie ma. Rysuje się za to inne zagrożenie - inwazją imigrantów islamskich. Jednak w tym przypadku uzbrojenie ochotniczych obywatelskich milicji OT nic nie pomoże, zwiększy tylko chaos. Tu potrzebne jest egzekwowanie prawa i rutynowe działania policji i Straży Granicznej, bez nieodpowiedzialnych zobowiązań wobec zagranicy.

Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że wojska lądowe Rosji są w tej chwili na tyle nieliczne i względnie słabe, że Polska z powodzeniem mogłaby się obronić bez potrzeby uciekania się do dziwacznych pomysłów masowej OT czy cudownej broni typu "drugi dywizjon NSM i rakiety na okrętach podwodnych". Wystarczy powrócić do silnych, manewrowych wojsk lądowych. Dosłownie kilka dodatkowych brygad zmechanizowanych na wschodzie i dodatkowy, czwarty batalion w każdej brygadzie, oraz przystąpienie Polski do NNS, już mogłoby wystarczająco podnieść nasz potencjał obronny i zniechęcić do agresji. Ale może właśnie dlatego pojawiają się te dziwne pomysły, żeby odwrócić uwagę od prostych i sprawdzonych rozwiązań.

Zobacz też na tym blogu:
Nowoczesna obrona terytorialna
Przyszła wojna
Szkodliwość rozproszonej OT

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz