Już na jesieni poczujemy się jak w czasach zimnej wojny. Wojska NATO będą w Polsce ćwiczyć scenariusz obrony Estonii, a Rosja i Białoruś blisko polskiej granicy przećwiczą wariant prewencyjnego ataku jądrowego na Warszawę.
Od początku roku rośnie napięcie pomiędzy Rosją i NATO. Rosjanie i Białorusini szykują się do ćwiczeń "Zapad 2013", z kolei Polska i niektórzy jej sojusznicy przygotowują się do manewrów Steadfast Jazz 2013, które odbędą się na terytorium Polski, Litwy i Łotwy.
Moskwa i Mińsk chętnie sięgają po militarną retorykę. "My
nikomu nie zamierzamy grozić. My nie traktujemy żadnego państwa jako
swojego przeciwnika. Działamy otwarcie i konsekwentnie, stawiając akcent
na kolektywną obronę. Chodzi o zdolność do obrony, można by rzec,
wspólnej armii Białorusi i Rosji oraz regionalnego zgrupowania wojsk na
odcinku zachodnim" tłumaczył specyfikę manewrów prezydent Łukaszenka. Białoruskie służby prasowe przekazały też wczoraj, że państwa OUBZ (Organizacja
Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym - militarne ramię WNP - postsowiecki twór grupujący Rosję, Kazachstan, Białoruś i kilka innych państw z terenu byłego ZSSR)
zakończyły etap planowania w tworzeniu wspólnych sił powietrznych.
Tworzenie wspólnych sił powietrznych uzgodniono w XII 2012r. podczas
spotkania tak zwanej "Rady Bezpieczeństwa" OUBZ. Podobny zakres integracji mają wkrótce przejść wojska specjalne.
Z kolei rosyjskie ministerstwo obrony już wcześniej sygnalizowało, że nie podoba mu się coraz większe zaangażowanie NATO w Polsce i innych nowych państwach NATO. Chodzi o dotacje natowskie do remontu kilku lotnisk i składów paliwowych oraz modernizację radarów wczesnego ostrzegania. "Musimy to wziąć pod uwagę w naszej doktrynie wojskowej", mówił wiceminister
obrony Rosji, Aleksander Gruszko.
Nikt tego oficjalnie nie potwierdza, ale trudno nie uznać manewrów
"Zapad 2013" za próbę rywalizacji z NATO. Wprawdzie wspólne ćwiczenia
wojska białoruskie i rosyjskie prowadzą od 2004 roku, natomiast armie
krajów tworzących sojusz północnoatlantycki nie urządzały wspólnych
manewrów od roku 1993 (wtedy odbyły się ostatnie manewry Reforger -
flagowe manewry NATO czasów zimnej wojny, które organizowano rokrocznie
od 1969 r.), ale mimo wszystko to bardziej Moskwa i Mińsk częściej
porównują się z sojuszem, a nie na odwrót. Nie przypadkiem OUBZ nazywana jest (przez samych
sygnatariuszy tego układu) "rosyjskim NATO".
Scenariusz "Zapad 2013" jest nieznany. Według krążących nieoficjalnymi
kanałami informacji weźmie w nich udział ok. 20 tys. żołnierzy (w
manewrach NATO będzie ich ok. 3 tys.). Mówi się, że jednym z ćwiczonych
wariantów będzie prewencyjne uderzenie atomowe na Warszawę. Specjaliści
nie wykluczają również wzbogacenia tych manewrów o próby naruszenia
polskiej cyberprzestrzeni. W przeszłości byliśmy też świadkami grożenia
Polsce rosyjskimi rakietami Iskander, które znajdują się w obwodzie
kaliningradzkim.
W 2007 roku, kiedy sztaby generalne Polski i Białorusi niezależnie od siebie przeprowadziły symulację konfliktu pomiędzy obydwoma państwami, wynik był jednoznaczny: wojska białoruskie w ciągu kilkunastu godzin znalazły się się nad Wisłą i zagroziły Warszawie. Ostateczną ich rubieżą były okolice Łodzi. Władze w Mińsku uznały że w wyniku mediacji NATO, UE oraz Rosji doszłoby do zawieszenia broni. Nasi partnerzy z UE i NATO zapewne nalegaliby na
zawieszenie broni i pokojowe rozwiązanie konfliktu. Polski rząd,
pozostawiony sam sobie, prawdopodobnie musiałby się na to zgodzić.
Kosztem utraty części terytorium. Pomimo tego, i pomimo ataku Rosji na Gruzję rok później, rząd w Warszawie nie podjął żadnych wysiłków dla zwiększenia zdolności do obrony. Przeciwnie - jeszcze bardziej zredukowano armię i wprowadzono uzawodowienie, które trzeba odróżnić od profesjonalizacji - z tą ostatnią nie ma ono nic wspólnego. Nie udało się też zachęcić NATO do bardziej aktywnego zaangażowania się w obecność militarną w Polsce. Stare państwa NATO bardzo ostrożnie podchodzą do współpracy z nowymi krajami członkowskimi.
NATO po rozpadzie bloku wschodniego stało się organizacją bardzo ospałą i reagującą
niezwykle wolno na różnego rodzaju sytuacje konfliktogenne. Widać to
było na przykładzie Turcji. Pod koniec grudnia sojusz zdecydował, by
rozmieścić w tym kraju baterie pocisków przeciwlotniczych i
przeciwrakietowych Patriot, by chronić ją przed atakiem powietrznym z
Syrii - była to reakcja na zapowiedź użycia przez Damaszek broni
chemicznej. Mimo że taka reakcja wydaje się jak najbardziej oczywista,
to jednak taką była tylko z pozoru - NATO potrzebowało kilku miesięcy,
by ją podjąć.
Ewentualna decyzja o wysłaniu pomocy dla Polski czy innych krajów
graniczących z krajami WNP będzie jeszcze trudniejsza, należy się więc
spodziewać, że zajęłaby jeszcze więcej czasu. Generał Waldemar Skrzypczak mówił w ubiegłym roku, że na pomoc wojsk NATO Polska może liczyć dopiero po 3 miesiącach od momentu rozpoczęcia konfliktu. Do tego czasu musi powstrzymywać przeciwnika samodzielnie. Tymczasem według ocen ekspertów, obecne Wojsko Polskie mogłoby się bronić zaledwie kilka dni.
Na podstawie www.rp.pl, www.polskatimes.pl
I like reading through an article that will make men and women think.
OdpowiedzUsuńAlso, many thanks for permitting me to comment!